poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Willa

A więc jeśli któreś z stworzeń nadludzkich zwanych rasami wyższymi nie miał gdzie ulokować swojego szanownego zada, a akurat przez przypadek był arystokratą, albo znalazł pracę w willi - oto i ona. Piękna! Wspaniała! Nico krwawa, nieprzyjemna, trochę złowieszcza jak jej mieszkańcy i zakrapiana wieloma litrami alkoholu proszę bardzo. Zapraszam na wycieczkę!

 Proszę ja ciebie, moja droga ofiaro pierwsze, co zobaczysz z pod zapuchniętych powiek to ogromne mury, których tak po prostu nie przeskoczysz (tym bardziej w takim stanie) i wielką bramę ozdobioną znakiem orła w różach. Ciekawy widok, prawda? Ale chyba nie warto było zapuszczać się w las dla niego... O tak, tak! Kusi! Ale czasem lepiej jest posłuchać starych reguł.  I o ile będziesz miała, moja ofiaro, na tyle sił życiowych, aby zatargano Cię dalej, twoje oczy będą mogły nacieszyć się pięknym widokiem. Wiktoriańskie, wspaniale przycięte ogrody, zadbane wręcz z pedantycznym zacięciem. Taki jest właśnie pan von Loewenwold... I o ile masz na tyle sił żeby podnieść głowę, dostrzeżesz ogromną willę z wieżyczkami po bokach, której mało co dorównuje wspaniałością. Wręcz poetycka, stara budowla. I aż żal pomyśleć, że to ostatnie tchnienia twojego, nędznego życia. O tak! Naciesz się tym. A jeśli można nazwać to szczęściem, zwiedzisz zapewne część budynku nie tracąc przytomności. O tak! Ze szczególnym uwzględnieniem piwnicy!
Nie zatrzymujmy się! Jest jeszcze wiele do zwiedzenia, a tak mało czasu... Nigdy nie sądziłem, że arystokracja pozwoli mi ozdobić piaszczystą ścieżkę, prowadzącą do drewnianych, rzeźbionych drzwi (a raczej wrót) twoją posoką. Zawsze chciałem to zrobić. Od dziecka. I muszę przyznać, że od tamtych chwil mało się zmieniło. Niby wszystko restaurowano wiele razy. Tak właściwie, kiedy to było... Wieki temu. Może XII wiek... Jakoś tak. Wtedy płonęła we mnie ogromna żądza, chęć życia i śmierci! Mordu! A teraz?...
Ćśś.
Dlaczego von Loewenwold musiał pozwolić kręcić im się po willi? Zdziwaczał na starość...
Nie. Długowieczni nie dziwaczeją. Może z wiekiem przyjdzie moje zrozumienie.
A może po prostu potrzebował nie być już tak samotny...
Dzieciaki nie chcieli spełniać już jego zachcianek. Była wojna... Zupełnie o nim zapomnieli. A on zapewne znów zapragnął zapełnić pokoje śmiechami i dobrą zabawą. Odświeżyć salon na pierwszym piętrze. Z kanapami, stolikiem i ogromnym, zdobionym kominkiem! Pianinem i raz na jakiś czas małym koncertem na starodawnych instrumentach! Zapewne. I jeszcze sala bankietowa na samym końcu korytarza parterowego! Znów zapełniono wazony! Znów mały kącik dla zmęczonych okryto ciemnofioletowym suknem, jakby ona miała wrócić! W końcu znów poleciała tam starodawna muzyka! I tańczono! Znów tańczono dla srebrnego orła!
To wszystko nie jest ważne. To jest mój dom. Ma wypełniona pustelnia. Schronienie od świata.
Odeszli... Niech idą precz! Jak najdalej.
Znów te pamiętne schody przed kolumnadą… Nawet nie masz pojęcia jak bardzo można stęsknić się za tymi starodawnymi korytarzykami otulonymi w pastelowe kolory. Za tymi obrazami starych towarzyszy… Zmarłych już. Bardzo dawno… Najwięcej ich na pierwszym piętrze! A wiedzieć ci trzeba, moja droga ofiaro, że pięter jest aż cztery. Nie licząc piwnicy oczywiście. A na każdym z nich pięćdziesiąt pokoi. Każdy z łazienką. Każdy urządzony inaczej. O tej samej powierzchni.  I zapewne zapytasz, po co aż tyle. No tak. Nie zapytasz. Ale czy trzeba było tyle krzyczeć? Za karę musiałem pozbyć się twojego języka i nie możemy sobie porozmawiać na spokojnie. Ukryjmy się tu, w schowku pod schodami i usiądźmy na marmurowej podłodze, a ja wszystko ci opowiem.
Czyżby pan von Loewenwold uwielbiał przepych? Nie. Bywa tu wiele stworzeń. Potrzebne nam wiele miejsca. Na pierwszym piętrze mieszkali kiedyś sami naukowcy, którzy pracowali nad niewiadomo czym. Teraz jest ich mało i gnoje dorabiają na boku. Tak więc znalazło się i miejsce dla istot humanoidalnych, które służą tym na górze jako zabawki. Ewentualnie mieszkają razem ze swoimi właścicielami. Różnie to bywa. Znajduje się tam także wspomniany już salon. Nic ciekawego. Od drugiego do czwartego sama arystokracja i ci, którzy dostali zaproszenie. Uwierz mi, że nie chciałabyś, moja droga ofiaro, właśnie tam się znaleźć. Parter poświęcony jest na salę jadalną, salę balową, kuchnię i duża łaźnia z marmuru. Ach. Nie zapominając o basenie na dworze, stworzonego z tłuczonego szkła. Pan von Loewenwold wpadł kiedyś w furię… Nie taką zwyczajną. Aż wszyscy uciekali w popłochu. Całe szkło w budynku poszło w proch. A to zainspirowało architekta. Na ostatnim piętrze jest tego uwieńczenie. Pusty pokój. Ze ścianami pokrytymi odłamkami luster. Podobno tam kryje się jego przeszłość, którą wmurowali. Nie wolno tam wchodzić. 
A jedną wieżyczkę, moja droga ofiaro, poświęcono na bibliotekę. Ogromną, z krętymi schodami. A im wyższe piętro jej, tym cenniejsze są księgi. Ciekawsze. Złowieszcze. Piękne miejsce.
I prawie zapomniałbym o piwnicy! Minus drugie piętro to laboratoria i małe więzienie, co to by pracownicy mieli króliczki doświadczalne przy sobie. I jeszcze mała spiżarnia wraz z winiarnią. A nieco wyżej jest sala tortur wraz z chłodniami.
I to chyba na tyle…
Jest jeszcze osobny domek dla służby. Ale tam zapewne się nie wybierzemy.
Ale czy słuchałeś całej tej opowieści z uwagą? I zapewne zastanawiasz się po co Ci to opowiadam.
Powiedzmy, że gdy odpoczniesz, pobawimy się w zabawną grę. A nazywa się ona polowanie…

[Chcę podkreślić, że w tekście nie ma błędów. W tym przypadku tak, "dzieciaki nie chcieli"]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz