czwartek, 23 maja 2013

kieszeń pełna ludożerców.









 
Imię: Dzwoneczek


Stworzenie: około I. wojny światowej

Rasa: wszystko i nic. Eksperyment.


Zajęcie: Cztery-Cztery, postaw się do pionu!

10 komentarzy:

  1. [Miło Cię widzieć. Chyba wiszę wątek? Jakieś pomysły?]

    OdpowiedzUsuń
  2. [A może trzeba by poprosić? Wymagasz, sama twierdząc, że Twoje pomysły kończą się na"Dzwoneczek". Czyż to nie irytujące? Wymyślę coś zapewne jeszcze dziś.]

    OdpowiedzUsuń
  3. Krok jeden, a może dwa zaprowadziły go na skraj przepaści. Spojrzał w dół z małą niepewnością. Czy tak właśnie miało być?
    Wystarczył tylko jeden ruch aby pożegnać się ze starym życiem.
    Wszystko wydawało się takie inne. Takie bezsensowne...
    Zawsze podejmowanie decyzji było dla niego proste. To nakazywał kodeks, tamto Srebrny Orzeł. I nie cofaj się. Nie cofaj się chociażby nie wiadomo co się działo. o chyba, że chcesz wziąć rozbieg. Proste zasady i myśl stratega wystarczyła. Oczywiście nie oznaczało to bezpieczeństwa. I nie wymagał tego. Wojna była okrutna.
    Dzienniki pokładowe prawiły o życiu i śmierci. O strachu i wyzbywaniu się słabości. Ale nigdy nie wspominały o...
    - Czterdzieści Cztery, nie wygłupiaj się. To tylko nieco inne psychotropy. Nic strasznego. - głos kobiety wyrwał go z zamyślenia.
    Odciągnął niepewny wzrok od dłoni z zakrwawionymi, połamanymi pazurami i dwoma małymi tabletkami, koloru fioletowego. Nigdy im nie ufał. Tak samo jak tym, którzy mu je podawali. Naukowcom, wciąż pałętającym się po willi. Myślą, że im wszystko wolno...
    Trudno było nie rozpoznać tego tonu głosu i odważnego, drwiącego tonu. Katherina. Marionetka-żołnierz, której pozwalał na takie bezczelne zachowania. Mierzyła go wzrokiem, wyczekując połknięcia podanej dawki.

    OdpowiedzUsuń
  4. [Witam. Będę chamem, który dręczy ludzi zaraz po dodaniu karty, ale masz może jakiś pomysł na wątek? Obiecuję, że zacznę.]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Witam. To ja zacznę. Mam tylko nadzieję, że Twoją postać można spotkać w lesie.]

    Las nocą zawsze był bardzo niebezpieczny dla rasy ludzkiej. Szczególnie, gdy było się nieostrożnym i lekkomyślnym nastolatkiem, którego słychać na kilometr. Umyślnie skierowała się w jego stronę. Po części z ciekawości, jak zuchwały człowieczek poradzi sobie z takim przeciwnikiem jak istota wyższa (z miejsca dawała mu nie więcej, niż jakieś dwie minuty życia), a po części dla rozrywki. Odnaleźć go nie było problemem. Jasnowłosy, tęgi chłopak, około dziewiętnastu lat, kierował się w prost w stronę willi. Zakradła się od tyłu, ale wystarczyło, by człowiek się odwrócił, a z łatwością ujrzałby Stormy. I rzeczywiście, tak też się stało za sprawą zdradzieckiego trzepotu skrzydeł kruków. Nie traciła czasu. Odbiła się od ziemi i cięła z wyskoku wyciągniętym nie wiadomo kiedy mieczem, po czym miękko wylądowała na mchu. Cios okazał się śmiertelny. Chłopak krzyknął głucho, zwalił się na klęczki, a w następnej chwili leżał już na ziemi brocząc krwią. Dłońmi trzymał rozchlastany brzuch, jęczał. Chwilę jeszcze drgał po czym znieruchomiał. Uklęknęła na jedno kolano obok trupa i zaczęła go rozbebeszać, poczynając od brzucha (prezentował się najciekawiej), a gdy skończyła kroić swym sztyletem jelita i inne trzewia, zatopiła w klatce piersiowej nastolatka dłoń i wyrwała serce. Tak na rozgrzewkę przed wyrwaniem kręgosłupa. I miała już przejść do kolejnego etapu szatkowania, gdy usłyszała kroki. Te były ostrożne, lekkie. Z pewnością nie należały do człowieka. Odłożyła serce, strzepnęła z dłoni kawałki mięsa i wyszła na przeciw obcemu stworzeniu. Miecz trzymała w taki sposób, by nie zdradził jej błysk klingi.

    OdpowiedzUsuń
  6. Katherina bywała zbyt agresywna i namolna. Ale jedno było pewne. Prawie zawsze odnosiła sukces. Ale on nie był ofiarą. Nie reagował na takie słowa.
    Dzwoneczek postąpił inaczej. Nie atakowała go i był jej za to naprawdę wdzięczny. Zawsze czuł się dziwnie przy każdym dotknięciu żywej, nieumierającej istoty. Kogoś, kto nie robił tego z przymusu. Nie rozumiał. Może i została stworzona właśnie dla niego, ale wystarczyła mu niechęć reszty i zapewnienia, że jest niczym. Tak też i mówił kodeks.
    Zadrżał i powoli wyciągnął dłoń w stronę ust. Połknął tabletki bez protestu.
    Wstał, choć zupełnie nie miał na to ochoty. Jednym, szybkim ruchem uderzył pięścią w twarz Katherinę i z równym spokojem podszedł do okna. Włożył dwa palce w usta i pozbył się na zewnątrz tabletek.

    OdpowiedzUsuń
  7. Katherina pozbierała się z ziemi, ocierając wierzchem dłoni krew cieknącą z nosa. Chyba już się przyzwyczaiła do takiego traktowania. Ona była agresywnym stworzeniem, to i takiego traktowania powinna się spodziewać. Ale mógłby sobie podarować przy Dzwoneczku.
    Skrzywił się, słysząc słowa podopiecznej. Co ona sobie myślała? Rozumiał brak oficjalnego tonu. Ale traktowanie go jak pięcioletnie dziecko?! Warknął jej jeszcze coś pod nosem i usiadł na ziemi. Drżącymi dłońmi i cichym jęknięiem wyciągnął z kieszeni plastry. Począł oklejać nimi opuszki palców wraz z paznokciami, z których pozostały strzępki. Był wściekły, że ani jedna nie pomyślała o tym. Założył jeszcze rękawiczki i wyskoczył przez okno.
    Wylądował miękko, starając się niczego nie dotykać.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ruszył przed siebie marszowym krokiem, z którego można było wyczytać złość. Rosnącą agresję, która przepełniała go w całości.
    A gdy usłyszał jej słowa, odwrócił się niemalże na pięcie. Była taka bezczelna... Wyciągnął dłoń, aby ją spoliczkować, ale szybko wycofał się o krok to tyłu. Otworzył usta, aby dorzucić jeszcze kilka słów, ale zrezygnował. Ruszył jedną ze ścieżek.
    - Katherino! Mój sztylet.
    - Tak Herr.
    Ukłoniła się, wciąż pozostając za jego plecami. Podała mu broń, pozostawiając między nimi odstęp o krok. Zapowiadała się mała rzeź, a ona była pierwsza do takich potyczek. Zresztą. Jedyne czego mogła być pewna to szorstkości i rosnącej złości. Tak to bywało, gdy pokaleczył sobie dłonie. I oczywiście dobrze wiedziała jak temu zapobiec, ale nie było jej to na rękę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Trudno było nie poczuć zapachu jej krwi. Nawet tak niewielkiej ilości jak z kilku raniek na palcach. Nie mògł pomylić jej z żadną inną. Skrzywił się nieznacznie na samą myśl, że zacięła dłonie. Okropna rzecz. Fakt ten zaprzątnął jego głowę. Czy wszyscy ci, którzy wychodzili z pod rąk naukowców musieli mieć problemy z psychiką? Albo był to normalny odruch? Nie jemu było to oceniać. Był na wskroś pieprznięty, a słowo "normalność" nie było takie oczywiste. W końcu pranie mózgu jakie mu zafundowano, wystarczyło.
    Barkiem otworzył bramę i wyszedł na zewnątrz. Skręcił w las, kierując się w stronę miasta. Po kilku krokach nie wytrzymał. Podszedł do Dzwoneczka i wyciągnął jej dłonie z kieszeni i powoli zaczął zalepiać je plastrami, których maiał aż pod dostatkiem. Patrzył na ranki ze zniechęceniem, wzdychając raz po raz. Mało osób wiedziało, że jego dłonie były tak wrażliwe, że przy małym skaleczeniu potrafił wyć z bólu.
    - Tak lepiej - mruknął jakby sam do siebie.
    Chciał już zacząć bitwę i poczuć zapach brutalnej śmierci. O stygnącej ofierze nie zapominając.
    Szybko wyłonili się z lasu i wyszli na ulicę. Tym razem nadzwyczaj pustą.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zamknął oczy i wciągnął nozdrzami powietrze, wyszukując w nim choć małej podpowiedzi, gdzie znajdzie odpowiednią ofiarę. Dobrze jednak zdawał sobie sprawę, że nie ma zbyt dużo czasu na szukanie.
    Nie znalazł niczego ciekawego. Jedynie swąd przeszłości, pomieszany z trującym zapachem teraźniejszości, rozpadającej się na milion kawałków, aby przepaść jak każdej nocy. Nie oczekiwał zbyt wiele. Bo czego może oczekiwać od życia, żołnierz tysiąca wojen, podróżnik i manipulator rzeczywistości? Przyszła zagłada tego systemu rzeczy. Więc chyba pozostało mu cieszyć się z tych krótkich chwil i małych przyjemności, aż nastanie koniec.
    - Nic konkretnego. Byleby miało to swój kunszt.
    Rozejrzał się dookoła. Musieli wybrać się do jednego z budynków.
    - Jakieś konkretne wymagania?

    OdpowiedzUsuń