Do bólu ludzka, siedemnastoletnia córka dusz, które odeszły już do wieczności.
Bojąca się ciemności, posłuszna własność ponad trzystuletniej istoty.
Świadek śmierci, płaczący co noc w poduszkę.
Rozchwiana między wiedzą i milczeniem. Choć przerażona, wdzięczna za ratunek.
Dobra dusza o ciepłym sercu, chodząca w mroku po omacku.
[Witam :)]
OdpowiedzUsuńWszyscy zdawali się ignorować spadające za zachód słońce, jednak ona ustawicznie mrużyła oczy. Malutkie źrenice przybrały zwyczajną wielkość, kiedy zawiesiła dłoń nad czołem. Zmierzwiona grzywka odkładała się w kompletnym nieładzie trochę z lewej, trochę z prawej strony. Słyszała milknące ludzkie głosy, szczęk zamków, oddalone echo kroków, kiedy wszyscy barykadowali się przez całym złem otaczającego ich świata. A było się przed czym barykadować.
Zamrugała kilkakrotnie piekącymi oczami, zagryzła spierzchłą wargę, pustka ulic szeptała ciszą, że powinna się ruszyć. Jednak charakterystyczne dla Jack poczucie spełnienia obowiązku zostało przytłumione przez dziwny, niewyjaśniony smutek. Szary cień oparł na jej twarz miękką smugą. Brak zegarka uniemożliwiał jej ścisłą kontrolę czasu, więc w końcu postawiła pierwsze kroki. Nieśpieszne, niby odwlekane za wszelką cenę.
Wtem smukła, drobna sylwetka zarysowała się gdzieś na horyzoncie. Kern bez trudu poznała ludzka dziewczynę. Zbliżywszy się nieco, zapytała ze zmęczonym spokojem:
– Nie powinnaś być w domu?
[ Ojć XD Przepraszam. I oczywiście że pisze się na wątek :D Zawsze i z chęcią tylko...yyy...Masz pomysły jak mogłyby się spotkać i gdzie?]
OdpowiedzUsuń[Wiesz, w mojej wizji Sara mieszkała u Anthony'ego pomimo tego, że on gnieździ się w niewielkiej kawalerce. Nie wiem tylko, czy to Ci odpowiada.]
OdpowiedzUsuń[Ok. może być nad jeziorem :-) Zacznę jak wrócę do domu.]
OdpowiedzUsuń[Witam. Pozwolę sobie zacząć. Powiedz mi tylko czy Twoja postać ma dostęp do "alchemika"?]
OdpowiedzUsuńPatrzyła na nieznajomą jeszcze tylko przez krótki moment, aby jasnowłosa nie poczuła się nieswojo. Sama nie potrafiła zrozumieć, dlaczego zadała to pytanie. Czy mogła w ogóle odczuwać coś takiego jak troskę o człowieka, jakiegokolwiek śmiertelnika, który już za kilka godzin prawdopodobnie będzie leżał gdzieś na bruku, wykrwawiając się? No, o ile będzie miał szczęście, w innym wypadku pewnie zostanie przetransportowany do willi jako jedna z wielu zabawek, a tam życie wymykało się z rąk bardzo powoli, uciekało z każdą powoli spływającą kroplą krwi.
OdpowiedzUsuń"Ta chwila może cię sporo kosztować", chciała odpowiedzieć, ale powstrzymała się. Ludzie nie byli świadomi, jak cenną rzecz posiadają. Spokój był czymś, co pozwalało im chodzić bez wiecznego oglądania się za siebie, przesiadywać w domu bez ciągłego wyglądania przez okno, czy nikt podejrzany nie kręci się w pobliżu. Powoli pokiwała głową, unosząc podbródek. Ciepło przyjemnie smagało skórę.
Uśmiechnęła się blado, ogarniając wzrokiem otoczenie.
OdpowiedzUsuń– Nie bardziej niż wszyscy – odparła spokojnie. W zasadzie to było prawdą. Od długiego czasu żyła w świadomości, że nikt tu nie jest bezpieczny, a fakt bycia strażnikiem niczego nie zmienia. Bestie w chwilach szału raczej nie zastanawiały się kogo zabijają, więc była równie dobrą ofiarą, jak reszta ludzi. Nie chroniły jej ani umiejętności, ani ściany domu. Te czynniki jedynie zwiększały szansę na przeżycie o jakieś kilka procent. Chociaż nie zamierzała się ze wszystkich sił przytrzymywać życia. – Przejdźmy się.
Skinęła ręką w kierunku przeciwnym do słońca, żeby nie raziło. Zamyśliła się na moment nad słowami dziewczyny.
– A ty? Boisz się ich? – mimo iż odpowiedź wydawała się oczywista, była jej ciekawa.
[Przepraszam. Gdzieś Cię zgubiłem po drodze. Zmieniłem zdanie. Przeniesiemy się do miasta w czasie dnia]
OdpowiedzUsuńSłońce wychyliło się zza horyzontu, dając oznaki rozpoczynającego się dnia. Niby zupełnie zwyczajna kolej rzeczy w przyrodzie, a jednak oznaczała znacznie więcej, niż mogli się spodziewać mieszkańcy. Znikające z ulicy trupy... Nie tak samodzielnie, a raczej za pośrednictwem strażników... I jakby dziwnych stworzeń było nieco mniej, a ulice dosłownie pustoszały. Jedynie ci, których praca zmuszała do wstawania znacznie wcześniej, szybkim krokiem przemierzali drogę w odpowiednie miejsca. I wszystko wracało do normy.
Tym razem nie do końca...
Szybko się ocknął, gdy słońce otuliło go swym ciepłem. Żałował, że musiała akurat zaczynać się wiosna, a temperatura skoczyła w górę, czego szczerze nienawidził. Głowa bolała go niemiłosiernie, a każda próba poruszenia wiązała się z jeszcze bardziej zaciągającymi się pętlami na szyi i nadgarstkach, które i tak wpijały się niemiłosiernie w ciało.
Westchnął cicho. Kto wymyślił, że gdy przewiążą mu oczy nie będzie mógł zrobić im zrobić krzywdy. Bzdura. Tylko dlaczego coś blokowało mu umiejętności i musiał stać jak bydło, przywiązany do piorunochronu. Nie zapominając o burzy w nocy. Szkoda, że nie uderzył piorun...
Bydło... Dobre sobie. Przecież tak właśnie wyglądał! Jak bydło prowadzone na rzeź. Te rogi, ogon i kły! Czyste zwierzątko.
Niepokoił go raczej fakt, że lada chwila Fanipal wypełni się ludźmi, a oni raczej nie powinni go widzieć...
Stał pokornie w jednym miejscu, jakby ktoś mu rozkazał. Wyprostowany, gdyby był na posterunku. I nie ruszał się zupełnie, owładnięty myślą, że jeśli go tu przywiązano - tak musiało być. W końcu nie pamiętał zbyt dużo z poprzedniej nocy.
OdpowiedzUsuńLudzie zaczęli wędrować po uliczce, na której został przywiązany, a on starał się nie rzucać w oczy i o dziwo mu się udawało.
Do momentu.
Czyjeś kroki były skierowane w jego stronę.
Delikatne. Kobiece.
O zgrozo! przyszło mu zapłacić za błędy poprzedniej nocy!
Stał na swoim miejscu, nie oddając swojego honoru tak łatwo. Jeśli miał umrzeć, to niech stanie się to jak najszybciej.
Przyjąć słodki ból i oddać się ostatnim chwilom swojego nędznego żywota. Czyż nie tego pragnął?
Ale... Dlaczego obawiał się młodej dziewczyny, w której nie wyczuwał zagrożenia... Zapewne postradał zmysły. Ona po prostu podeszła i dotknęła jego więzów... Drgnął, starając się opanować. Nie tyle ze strachu przed czymkolwiek, co zdarzało się nadzwyczaj rzadko, co raczej... Trudno było to wyjaśnić. Na jej pytanie odpowiedział kiwnięciem głowy.
Gdy dziewczyna go przeprosiła, zrobiło mu się głupio. W końcu nie była to jej wina. Ogólnie czuł się dość dziwnie, że zechciała mu pomóc. Nie często ktokolwiek chciał. Nie często pozwalał. Wiedział, że mieszka w willi. Kojarzył. Ale czy to coś zmieniało. Czasem wolał odciąć się od tych, którzy ją zamieszkiwali. Od niedawna, ale i tak zamieszkiwali.
OdpowiedzUsuń- Nie przepraszaj. To nie jest twoja wina. Po prostu... Po prostu dziwnie reaguję. Dziękuję za pomoc.
Roztarł nadgarstki, które nosiły na sobie krwawe ślady. Czyżby aż tak się rzucał? Jednym ruchem ściągnął z oczu chustę.
- Nie musisz się tym przejmować. Zapewne nieco narozrabiałem i tak wyszło.
Zanim jeszcze sięgnęła do pętli na szyi, szarpnął się. Nie z jej winy. Zupełnie zapomniał o ostatniej pętli zawiązanej na szyi i jak można było się spodziewać miało tragiczne konsekwencje.
OdpowiedzUsuńSznur zacisnął się na jego szyi, odcinając mu dostęp do tlenu. Odruchowo przesunął dłonie w stronę liny, ale nie miał na czym ich zaczepić. Wsunęła się już pod skórę, oddzielając ją od reszty ciała.
Upadł na kolana, starając się złapać powietrze. Oczy kierując ku górze, a ostrymi jak skalpele paznokciami rozrywając skórę.
Musiał przyznać, że traumatyczne było to dla niego przeżycie. Wizja śmierci nie była na tyle przerażająca co mała retrospekcja w jego umyśle.
Znów był tam. Wśród innych stworzeń, gdy pozwolono mu umierać na ich oczach. Znów czuł ich spojrzenia i uśmiechy. Smród wojny...
Wciąż się szamotał cieleśnie, jak i ze wspomnieniami. Obraz który ukazywały mu oczy zupełnie wyblakł. I pomyśleć, że przeżywał to już nie pierwszy raz. Tylko za każdym razem były to metalowe obręcze, które nie dusiły, a ból przynosił ukojenie...
Dziewczyna piszczała, co jeszcze bardziej drażniło jego uszy. Wszystkie zmysły jak na złość musiały się wyostrzyć do niemożliwych rozmiarów, gdzie nawet szept stawał się horrorem.
OdpowiedzUsuńPrzycisnął dłonie do uszu i zaczął drżeć, zupełnie zapominając o sznurze. Nie potrafił się opanować, zupełnie nie kontaktując z rzeczywistością. Raz po raz wył z bólu. Gdy wszystko ucichło nieco, wsunął palce pod płat skóry i wyszarpał sznur.
Wciąż nie przestawał drżeć, śląc raz po raz spojrzenia zbitego psa w stronę dziewczyny.
[godzina już taka że ciężko coś wymyślić, ale może coś w stylu że twoja postać wpadnie przypadkiem na czterdzieści siedem, pójdzie tam gdzie nie powinna i będzie miała takiego pecha że zostanie zauważona. później mozna to różnie pociągnąć]
OdpowiedzUsuń47
Gdy przebywal wśród innych wcale lepiej nie było, nie pojmował czemu istoty tak lubią towarzystwo. Jego to męczyło w pewien sposób.
OdpowiedzUsuńWziął jakiegoś drinka, ale patrzył na płyn z nieufnością. Odstawił w końcu szklankę, lepiej nie ryzykować. Przesunął wzrokiem po otoczeniu, nie umiał powstrzymać uśmieszku, który cisnął mu się na twarz.
Zatrzymał swe błękitne ślepia na dziewczynie, której tutaj nie powinno być na pewno. Skrzyżował ręce na torsie. Podszedł do niej wolno.
- to nie miejsce dla ciebie - odezwał się stając obok niej, pewność siebie emanowała wręcz od niego. Mimo że wydawało się że patrzy prosto na nią to przy okazji obserwował i otoczenie.
Czterdzieści Siedem
Przekrzywił głowę, w jego oczach pojawiła się ciekawość. Dziewczyna była inna, niż osoby na które trafiał.
OdpowiedzUsuń- a przeszkadzasz ? - spytał z mocniejszym uśmieszkiem w skutek którego widać było ostre kły. Odwrócił nieco głowe by spojrzeć w bok, chwilę wodził za czymś wzrokiem by zaraz wrócić do niej.
- po co tu jesteś ? - zapytał dalej uśmiechając się.
Dostrzegł że dziewczyna jest jak zagoniona w kąt mysz i to zaskakująco bawiło go. Była bezbronna, a on nie miał zamiaru odpuścić jej przynajmniej na razie.
Czterdzieści Siedem
W tej kwestii zupełnie jej nie rozumiał. On nigdy nikomu nie współczuł, nikogo nigdy nie było mu żal. Po prostu taki już się urodził. Egoistyczny. Ale czy na pewno…? Gdyby myślał jedynie o sobie, nie ukryłby tej jasnowłosej, siedzącej w tej chwili na parapecie, dziewczyny pod własnym dachem. Gdyby był egoistą, zapewne nie zależałoby mu na tym, aby przeżyła. I choć sam przed sobą nigdy by się do tego nie przyznał to jednak… zależało.
OdpowiedzUsuńWidząc blady uśmiech na jej twarzy, pokręcił głową z delikatną rezygnacją. Trzymanie jej w domu pod kluczem było chyba najrozsądniejszym i najbezpieczniejszym rozwiązaniem. Nie znaczyło to jednak, że było najlepsze. Miał wrażenie, że oboje się męczą w czterech ścianach jego małej kawalerki, choć on niemal całe noce spędzał poza domem, nie zdradzając jednak nigdy celów swych wędrówek.
Westchnął cicho, patrząc na jej bladą, jakby zmęczoną twarz i błyszczące, pełne niepokoju oczy.
- Ubierz się cieplej. Wieczór jest chłodny – powiedział jak zwykle opanowanym, może nawet i zimnym głosem, który zagrzmiał niczym dzwon kościelny w pogrążonym do tej pory w ciszy mieszkaniu. – Pójdziemy na spacer. To dobrze ci zrobi.
Niestety w tym przypadku dziewczyna miała naprawdę pecha bo on uwielbiał dominować nad innymi, samą swoją obecnością pokazywać że jest od nich wyżej, że jest lepszy. Były oczywiście osoby, które uparcie pokazywaly że tak nie jest, albo że nie tylko on jest lepszy od reszty.
OdpowiedzUsuń- boisz się - nie wiadomo było czy pytał czy stwierdzał. Nagle jednak uśmiech osłabł. Patrzył na nią można powiedzieć trzeźwo, wcześniej wydawal się na wpół nieobecny.- pozwolono? należysz do kogoś - mruknął przyglądając jej się dalej.- jak cię zwą ? - spytał nagle.
Czterdzieści Siedem
Zaśmiał się, po prostu nie dał rady się opanować gdy usłyszał że pracuje nad tym. Dla kogoś z ograniczonym dostępem wiedzy nic takiego w tym nie było, ale on wiedział za dużo, za bardzo mógł w innym sposób rozumieć.
OdpowiedzUsuń- słabo ci to idzie - stwierdził wesoło. Zmrużył nieco oczy słysząc że jej pan ma podobne zęby, oczywiści zorientował się że chodzi o kły.- na tym podobieństwa się kończą na pewno - mruknął gorzkim tonem, znał istoty takie jak on i wiedział że nikt nie miał by nic wspólnego z taką dziewczyną jak ta tutaj.
Gdy dostrzegł jej ciekawość, cofnął się o krok sam nie wiedział nawet czemu. Na pytanie odpowiedział tylko wzruszeniem ramion, nie było mu to potrzebne fakt, ale lubił wiedzę chodź go przytłaczała coraz częściej.
Czterdzieści Siedem
Wydawałoby się, że jeden niepozorny gest nie może niczego zmienić. Faktycznie tak właśnie było.
OdpowiedzUsuńSkierował w stronę twarzy dziewczyny swój wzrok, kiedy złapała go za dłonie i sprawdziła temperaturę.
I zdał sobie sprawę jak żałośnie wygląda w tym momencie, pozwalając sobie na takową chwilę słabości. O zgrozo! Jak bezbronny był w takich momentach. Przecież nie stanowiło to problemu, zostawić go tak na ziemi i odejść, albo dostarczyć mu jeszcze większego cierpienia. Jak bezsilny był. Bo gdy przychodziły takie momenty, ktoś zawsze wiedział co robić i lądował jak najszybciej w pomieszczeniu dźwiękoszczelnym.
Smród wojny... Smród własnego, palącego się ciała...
Ocknął się z zamyślenia i opanował się. Czas najwyższy było przestać być żałosnym i wstać z ziemi. Nawet jeśli to mogło go kosztować dziesięć razy tyle, albo swoje własne życie. Czyż to nie było lepsze od tego w jakim stanie się znajdował? Przynajmniej oszczędziłby sobie bólu i utraty honoru.
Podniósł się na dłoniach i spojrzał jej w oczy, a jego usta poruszyły się wyznaczając słowa "przepraszam". Czuł się winny, że naraził dziewczynę na taki stres. Będzie musiał jej to wszystko wynagrodzić.
Pochylił głowę, a z jego ust popłynęła stróżka krwi. Jego ciało nie było przyzwyczajone do wykorzystywania ostatnich rezerw energii. A po chwili było wszystko dobrze. Może i rany oraz zwisająca skóra były na swoim miejscu, ale przestał drżeć, a zmysły wróciły do normy. Co prawda był słaby, ale to się nie liczyło. Już nie będzie jej straszyć. Wyciągnął z kieszeni sztylet i powoli zaczął odcinać płaty skóry z szyi, raz po raz uśmiechając sie do dziewczyny, komunikując, że wszystko jest dobrze.
Czuł jej spojrzenie na sobie, wiedział ze ona ocenia go. Jednak to nie ruszyło go zupełnie, przez większość życia był oceniany, próbowano go rozgryźć na różne sposoby. Teraz zrobił to co zawsze robił w takiej chwili, udał że ma to gdzieś, wygiął wargi w irytujący uśmiech. Wolał rozdrażnić niż zostać poznanym.
OdpowiedzUsuńWbił w nia wzrok, przeszywające spojrzenie na powrót nieobecne. Jakby stojąc tutaj obok niej równocześnie był w innym miejscu.
- Nie boję się, nie mam czego - odparł po dłuższej chwili.
Schował sztylet do kieszeni i na chwilę zamknął oczy.
OdpowiedzUsuńKto ppwiedział, że wszystko w życiu musi być sprawiedliwe. Czasem takowe gesty potrafiły zmienić wiele, mimo że był mały. Czase wystarczy tylko jeden uśmiech wymierzomy w nieznajomego, który może właśmie planował zakończyć swój żywot. I nawet to, iż nie widać efektu swoich czynów nie oznacza, że ich nie ma. A sama wdzięczność powinna wystarczyć.
- Nie potrzeba mi bandaży. Ale masz rację. Trzeba by było to zasłonić. Chodźmy. Ludzie zwrócą na nas uwagę.
Powoli skinęła głową. Wiedziała, że nie jest w stanie zrozumieć uczuć dziewczyny, ale gdy próbowała je sobie wyobrazić, strach górował nad wszystkim innym. Jak można być spokojnym, wiedząc co się stanie za kilka godzin? Jak można normalnie żyć, rozmawiać ze znajomymi ludźmi, którzy nie mają żadnej gwarancji na przeżycie? Jednak śmierć nie była najgorszą opcją. To, co działo się w willi przerastało nie tylko ludzkie pojęcie. Dobrze, że jasnowłosa nie odwiedziła tamtego miejsca.
OdpowiedzUsuń– Wolałabyś nie wiedzieć? – zapytała po chwili, spoglądając na dziewczynę z dość poważną miną. Pogoda była urzekająca. Już dawno nie widziała tak czystego nieba, nie czuła na skórze tak rześkiego wiatru. Niebo na wschodzie widocznie pociemniało. Noc nadchodziła.
Skrzywił się nieznacznie, słysząc jej ciche, jakby niepewne ‘pan’ wypowiedziane tak delikatnie drżącym głosem. Ona sama też drżała. Widział to doskonale. Pozostawało jedynie pytanie – to przez chłód czy może strach? Owszem, oczekiwał od niej wdzięczności i posłuszeństwa w zamian za uratowanie życie, ale przecież starał się, aby za bardzo się go nie bała. Gdzieś nawet w głębi duszy miał cichą nadzieję, że pewnego dnia Sara będzie w stanie nie tylko go w pewnym stopniu polubić, ale może i mu zaufać?
OdpowiedzUsuńTrzymał jej delikatną, ciepłą dłoń wyjątkowo delikatnie. Wystarczałoby przecież, aby odrobinę mocniej ją ścisnął, aby wszystkie jej drobne kosteczki zmieniły się w pył. Uśmiechnął się. Lubił mieć to uczucie władzy i dominacji nad ludźmi, a jednak nie czuł najmniejszej potrzeby krzywdzenia tej subtelnej blondyneczki, która dreptała koło niego.
- Słucham uważnie, co takiego widziałaś – powiedział, starając się ukryć to, że naprawdę zaciekawiły go jej słowa.
W końcu to, co dla niej było wstrząsające, dla niego zapewne byłoby normalne, a jednak nie miał zamiaru jej tego mówić. Wpatrywał się w nią w oczekiwaniu, jednocześnie jednak wychodząc przed dom i ruszając ciemnymi uliczkami miasta. Miał pewność, że przy nim Sara będzie bezpieczna. Sam nie wiedział dlaczego i naprawdę go to przerażało, ale naprawdę nie chciał, aby spotkało ją coś złego. Walczył z tą troską, która rodziła się w nim w stosunku do niej, ale to było silniejsze od niego.
Tak… Dla człowieka musiało to być dość wstrząsające widowisko, zapewnie nie przeznaczone dla ludzkich oczu. Westchnął cicho, kręcąc głową z wyraźną dezaprobacją i to wcale nie nad okrucieństwem innych Istot Nocy, ale nad ich wyjątkową głupotą i nieostrożnością. Jak mieli zachować spokój w mieście, jeżeli serwowali młodym dziewczętom takie spektakle?
OdpowiedzUsuńSpojrzał uważnie na jej dziwnie bladą twarz, w tej chwili pełną przerażenia i dziwnego smutku. Od jak dawna los innych był mu właściwie obojętny? Sam nie wiedział, czy przyszło to wraz z przemianą, czy może jednak nieco później, kiedy odkrył uroki życia bez współczucia i miłosierdzia. Tak, uważał, że życie bestii pozbawionej uczuć i empatii jest zdecydowanie lepsze i przede wszystkim… prostsze.
Wystarczy przecież spojrzeć na Sarę. Czuł, że cała sytuacja wstrząsnęła nią dużo bardziej, niż dawała po sobie poznać.
- Właśnie dlatego wolę, abyś zostawała w domu – powiedział jak zwykle wypranym ze wszelkich emocji głosem. – W tym mieście coraz więcej rzeczy nie jest przeznaczonych dla twoich oczu, Saro.
Westchnął cicho. Dobrze wiedział, czym dla śmiertelnika kończy się ujrzenie takiego spektaklu. Gdyby tylko ktoś ją wtedy zobaczył…! Zapewne podzieliłaby los nieszczęśnika. Martwił się…? Tak, w jakimś stopniu na pewno. Już od wieków nie czuł się aż tak odpowiedzialny za czyjekolwiek istnienie.
[Jak tak patrzę, to nas, ludzi, jest tutaj dosyć mało :D Wątek może jakiś? Na razie średnio pewnie czuję się w fabule, ale jak coś podrzucisz, to chętnie zacznę :) ]
OdpowiedzUsuńWestchnął cicho.
OdpowiedzUsuń- Nie musisz rozumieć. Stało się. Czasem czyjaś codzienność może wydawać się katorgą. Do wszystkiego można przywyknąć. Do wszystkiego... Nawet ból może wydawać się słodką nagrodą potępienia...
Zdawał sobie sprawę, że jego słowa brzmią dla niej jak brednie, ale przecież nie musiała ich rozumieć. To był jego mały świat i czasem cieszył się, że nikt nie pojmuje. Przynajmniej nie mogli wkraść się do jego serca i rozerwać go jeszcze bardziej, albo zniszczyć psychiki i siać spustoszenie dookoła, a on nie miałby nic do powiedzenia. Dlatego czasem lepiej było milczeć niż powiedzieć zbyt dużo.
- Chodźmy już. Dzień młody, a ludzie nie pozostają nam już obojętni. Nie mogę się już chronić.
Nie chciał przyznać się do swojej słabości. Nie miał siły nawet dowlec się do willi, a co dopiero bawić się swoimi umiejętnościami. To nierealne.
Wstał powoli i ruszył w stronę obozu zagłady.
Właściwie to spodziewał się, że to pytanie padanie, kiedy tylko Sara otrząśnie się z pierwszego szoku i nieco przywyknie do obecności jego osoby. Pod tym względem przecież kobiety uwielbiały upodabniać swoje życie do tanich romansideł, będąc przekonane, że w tej sposób nadadzą mu choć odrobiny dramatyczności. Jakby życie w tym mieście i w takich okolicznościach nie było dostatecznie dramatyczne!
OdpowiedzUsuńWestchnął, patrząc na nią z pewną dezaprobatą i sfrustrowaniem w ciemnych oczach.
- I co ja mam ci odpowiedzieć…? – zapytał.
Jego głos wreszcie nabrał choćby odrobiny emocji, ale żadne z nich nie miały pozytywnego wydźwięku. Patrzył na nią dużo chłodniej niż jeszcze chwilę temu, a wszystko dlatego, że… on po prostu nie wiedział, dlaczego nie pozwolił jej umrzeć, dlaczego jej wtedy nie zabił. Po prostu czuł, że ta dziewczyna musi żyć. Było w niej… w niewielu osobach wyczuwał tak silną wolę życia.
- Nie powinno cię to interesować. Czy najważniejszym nie jest fakt, że żyjesz…? – dodał po chwili, spoglądając na jej drobną twarzyczkę otuloną miękko jasnymi kosmykami.
Nie miał zamiaru niczego tłumaczyć jej bardziej dokładnie. Była człowiekiem. I tak nic by nie zrozumiała. Ludzie mają dość ograniczone umysły i nie potrafią po prostu pojąć pewnych rzeczy. Wolał więc jej nawet w nie wtajemniczać. Może kiedy indziej, ale na razie…
[Jasna sprawa :) ]
OdpowiedzUsuńNadejście nowego dnia Daniel zawsze witał z ulgą. Kiedyś nie miało dla niego znaczenia, czy jest noc czy dzień. Żył w świecie, który został już dawno wyjaśniony przez naukę. Nie było miejsca na nocne strachy ani bajki o potworach czających się tam, gdzie nie docierało światło słońca. Oczywiście do czasu. Mężczyzna nie raz się zastanawiał, jak mogłoby potoczyć się jego życie, gdyby wtedy w bibliotece nie zwrócił uwagi na zagadkowy dziennik leżący na półce z książkami, nie otworzył go, nie zabrał ze sobą i - na Boga! - nie zaczął czytać. Na pewno byłoby spokojniejsze, zwyczajniejsze i bardziej by mu odpowiadało. Tak przynajmniej sobie wmawiał.
Świt. Jasność. Od czasu przeczytania pamiętnika Daniel cierpiał na nyktofobię i ledwo znosił zalegające wszędzie cienie. Wstawał wraz ze słońcem i zamykał się na cztery spusty w hotelowym pokoju tuż przed nastaniem zmierzchu.
Antykwariat był jego małą ostoją stabilności w mieście, które było jedynie marnym teatrzykiem normalności. Zapach starych książek i antyków koił jego nerwy. Z resztą Daniel zastanawiał się nad kupnem jednego z tomów na temat pierwszych wykopalisk w Egipcie i praktycznie nie zwrócił uwagi na dzwonek przy drzwiach, oznajmiający pojawienie się nowego klienta.
Anthony nigdy nie był zbytnio wylewny czy emocjonalny, nie miał więc najmniejszego zamiaru tłumaczyć się Sarze z motywacji swoich działań. Tym bardziej, że i on sam nie do końca je rozumiał. Właściwie bywały momenty, kiedy, wsłuchując się w równy oddech śpiącej dziewczyny, zastanawiał się, co też on tak właściwie robi? Zabawa? Nie. Nie miał aż takich pomysłów na zabawy ofiarą. Nie zawracałby sobie przecież głowy do tego stopnia kimś, kogo planował zabić. Byłoby to zupełnie pozbawionego jakiegokolwiek sensu.
OdpowiedzUsuńSara właściwie mogła nie doczekać się momentu, kiedy w jego oczach pojawi się jakakolwiek iskierka symbolizująca jakiekolwiek emocje. Jego oczy zdawały się być niemal zawsze takie same – ciemne, stalowe i wręcz przerażająco chłodne, co zmuszało ludzi do zachowywania dystansu.
Ach, ludzie i te ich wahania nastroju! Doprawdy potrafiło być to niezwykle irytujące. Zachował jednak uwagę o ludzkiej niestabilności emocjonalnej dla siebie, uznając, że nie wypada dziewczęcia bardziej dręczyć, bo i tak sprawiała wrażenie takiej, co to za chwilę wybuchnie płaczem, a na to on najmniejszej ochoty nie miał.
Szli więc w zupełnej ciszy naprawdę długo, wsłuchując się jedynie w ciche szuranie ich butów o betonowe, nierówne chodniki i delikatne, ledwo słyszalne oddechy. I zapewne szli by w tym milczeniu jeszcze daje, gdyby nagle z nieba nie runął deszcz, który w przeciągu paru sekund zmoczył ich doszczętnie. Klejące się do ciała ubrania były jednak niczym w porównaniu z tym, co działo się na niebie. Jasne, niemal oślepiające błyskawice raz po raz przecinały nieboskłon.
Spojrzał na Sarę, zastanawiając się, czy ta aby przypadkiem nie boi się burzy.
Westchnął po raz kolejny. Czasem nie zdawali sobie sprawy ile psychika i ciało potrafi znieść znacznie więcej niż przeciętnemu posiadaczowi się wydaje. Zazwyczaj granica była znacznie dalej. Co więcej! Była ruchoma i to w zastraszającym stopniu! A on przekonał się o tym wieki temu i udowadniano mu to raz po raz. Tak żeby nie zapomniał. Ale czy jego nadal można było nazywać zdrowym psychicznie, a ciało nosiło tyle blizn, że trudno wszystkie policzyć. I zapewne dziewczyna nie zdawała sobie z tego sprawy.
OdpowiedzUsuńRozejrzał się dookoła. Tak naprawdę sam nie wiedział gdzie podążał. Byle jak najdalej. Byle móc ułożyć się na ziemi i przysnąć choć na chwilkę, nabierając nowej energii. Oczy powoli odmawiały posłuszeństwa, wciąż lepiąc ze sobą niemiłosiernie powieki. Tak to już bywało. Po prostu zasypiał. I mogłoby to być nawet zabawne... Gdyby nie przytrafiało mu się to nawet w środku walki. I pomyśleć, że i ta sytuacja nie była zbyt dobra. Ludzie odwracali się na jego widok, albo odskakiwali gdzieś w bok, odgradzając mu drogę. Bali się dziwnego stworzenia lub patrzyli z fascynacją. Znów stał się obiektem zainteresowań.
Na ich drodze był tylko jeden sklep, w którym mogliby się ukryć. Sklepik o przewrotnej nazwie "wszystko i nic w jednym". Kiwnął w jego stronę głową.
- Tam właśnie idziemy. Znam właściciela. Przyjmie nas bez problemu.
Mimo szumu deszczu, głośnych huków, które towarzyszyły jasnym piorunom i jej cichutkiego głosiku, dosłyszał wyjątkowo dokładnie każde wypowiedziane przez nią słowo. Wiedział, że zdarzała się jej płakać i to częściej niż zapewne chciałaby, ab wiedział. Nie miał jej jednak tego za złe. W obecnych czasach ludzie mieli zdecydowanie mniej wytrzymałe nerwy, a sytuacja, w której się znalazła nie była zbyt komfortowa. Zazwyczaj jednak starał się udawać, że ani nie widzi łez płynących po jej porcelanowych policzkach, ani nie słyszy cichych szlochów i pociągania noskiem. Tak było lepiej dla obojga z nich.
OdpowiedzUsuńWyrozumiałość? Zadziwiające. Już od dawana w stosunku do nikogo nie był tak wspaniałomyślny i cierpliwy. Być może Sara miała w sobie coś więcej niż mu się zdawało…?
Mimo delikatnego uśmiechu na jej twarzy i iskierek szczęścia w oczach, których jeszcze nigdy nie miał okazji oglądać, subtelnie i ostrożnie pociągnął ją za rękę, dając jej do zrozumienia, że muszą iść dalej. A właściwie bliżej, bo miał zamiar wrócić do domu i to najszybciej jak się dało. Spacery w taką pogodę z pewnością nie będę miały przyjemnych konsekwencji, zwłaszcza dla Sary, a on naprawdę nie chciał, aby ta mu się rozchorowała.
- Chodź, Saro – powiedział cicho, aczkolwiek dobitnie, chyba samemu nie zdając sobie sprawy z tego, że po raz pierwszy jej obecności jego głos zabrzmiał tak miękko i… ciepło.
Spojrzał na nią uważnie, a gdzieś w kącikach jego ust pojawił się ledwo widoczny uśmiech. Doprawy, musiał przyznać, że Sara była po prostu niemożliwa! Jeszcze nigdy nie widział, aby zwykły deszcz komukolwiek poprawił humor do tego stopnia. Może to właśnie ta jej niemożliwość chociaż na ułamek stopiła lód w jego głosie?
Dopiero gd podeszła ardzo blisko, Daniel zwrócił na nią uwagę. Nie była zagrożeniem, dlatego jego intuicja się nie odezwała. Drgnąl lekko na dźwięk jej głosu, a potem odwrócił wzrok od książki i popatrzył na nią.
OdpowiedzUsuń-Witaj, Saro - powiedział, może trochę zbyt oficjalnym i zdystansowanym tonem. Po pochłonięciu wspomnień Daniel zaczął się zachowywać nieco staroświecko. Miało to dobre strony - na przykład taką niewymuszoną szarmanckość, która kiedyś była normą, teraz zaś zadziwiała wszystkich. Do tego dochodziło właśnie to charakterystyczne, oficjalne zwracanie się do innych.
- Mogę Ci polecić wiele książek, ale wszystko zależy od tego, co dzisiaj lubisz.
Tak, francuskojęzyczne książki. Do momentu przeczytania dziennika Daniel był w stanie powiedzieć po francusku może trzy słowa. Przez całe swoje życie omijał ten język szerokim łukiem ze względu na drażniącą go melodię. Podobnie miał z niemieckim, dlatego uczył się głównie hiszpańskiego i liznął co nieco rosyjskiego, jednak jego brzmienie było więcej, niż karkołomne dla jego języka i nie zaszedł zbyt daleko w nauce. Jego alter ego z dziennika, a może daleki przodek lub człowiek, z którym po prostu splotły go wydarzenia, uczył się języków zgodnie ze standardami swojej epoki i znajomość ta przeszła wprost do głowy Daniela wraz ze wspomnieniami. I tak młody historyk władał biegle dziewiętnastowieczną francuszczyzną oraz kaleczył nieco niemiecki, ale był w stanie się w tym języku dogadać.
OdpowiedzUsuńDaniel uśmiechnął się kątem ust słysząc wypowiedź Sary.
- Oczywiście, panienko - powiedział po francusku i zaczął prowadzić ją między półkami.
[hejka ;) tam sobie myślę nad wątkiem ale głowę mam pustą... może Ty masz jakieś pomysły ;)]
OdpowiedzUsuń[och, proszę, proszę, ja tak bardzo chcę mieć z nią wątek!!! <33 myślę, że Katia coś może z niej kiedyś wyciągnąć :D]
OdpowiedzUsuń[ ^^ o tak, zostałam wmanewrowana w ślub, którego nie było (szkoda no) - a tak serio: plan jest dobry xD chcesz może zacząć? dostaniesz czekoladę ;)]
OdpowiedzUsuń[hm, czyli Sara i Katia będą się znały, potem Sara zniknie na jakiś czas i jak ją Katia dopadnie, to będą pretensje "gdzie kurrrr..czę byłaś?" :D i mogę nawet zaszczycić Sarę mianem jedynej przyjaciółki :) ar ju in?]
OdpowiedzUsuńCzasami zastanawiała się, jakby wyglądało życie tych wszystkich ludzi, gdyby mieszkali gdzieś indziej. Może wcale nie byliby szczęśliwsi? Może to właśnie była cena za ich chwiejny, ale mimo wszystko spokój? Jednak ludzie byli ludźmi. A ta dziewczyna z pewnością miałaby przynajmniej odrobinę szczęścia gdzieś tam.
OdpowiedzUsuńJack spoglądała na nią co chwilę, tak jak osoba, która co kilkanaście sekund otwiera usta, ale właściwie nie wie, co ma powiedzieć. Ruda nie wiedziała, co chce zobaczyć. Co powinna.
– Nie wolałabyś... umrzeć? – zapytała po chwili. Wiedziała, że było to pytanie zdecydowało zbyt ciche, aby słowo śmierć nie wywołało niepokoju. Zaklęła w duchu.
Właściwie śmierć w tym wypadku wydawała się kuszącym wyjściem. Nie trzeba patrzeć na cierpienie, nie trzeba go doświadczać, nie trzeba przed nim uciekać, nie trzeba się bronić, obawiać. Żadnych oczu łypiących z ciemności, żadnych krzyków. Miała ochotę uśmiechnąć się do siebie; żyła – wygłaszając coś takiego miała niezłe predyspozycje do bycia hipokrytką. Chociaż i bez tego w jakimś stopniu nią była. Jak wszyscy.
I znowu ten wyjątkowo irytujący pan, który doprowadzał go po prostu do szału. Nie czuł się żadnym panem, chyba dlatego ten zwrot tak strasznie do denerwował. Zmroził biedną dziewczynę wzrokiem, jak gdyby to była jej wina.
OdpowiedzUsuń- Nie mów do mnie pan – powiedział chłodnym głosem, po czym spojrzał na nią uważnie. – Anthony wystarczy.
Po co budować między sobą dodatkowa bariery, które i tak budowała przynależność do innych ras i różnica wieku? Skoro on zwracał się do niej, używając jej imienia, to ona również nie powinna nadawać mu tytułów, na które nie zasługiwał.
- Nigdy nie znałem kogoś, kto cieszyłby się tym, że jutro najprawdopodobniej będzie cierpiał na anginę, a przynamniej na zapalenie gardła – dodał, jak gdyby chciał jej wyjaśnić źródło swojego zdziwienia, choć przecież wcale nie miał takiego obowiązku.
Zmierzył ją uważnym spojrzeniem. Ciepły sweter dziewczyny, teraz przemoczony do suchej nitki, już nie dawał ciepła, a wręcz przeciwnie. Działając pod wpływem nagłego impulsu, zsunął z ramion swoją skórzaną kurtkę i okrył nią Sarę.
W pewien sposób był przecież odpowiedzialny za tą dziewczynę i to w jego obowiązkach leżało dbanie o jej zdrowie i bezpieczeństwo, a kiedy patrzył na jej drobną sylwetkę i jeszcze nieco dziecięcą buzię miał wrażenie, że to właśnie ona potrzebuje tej opieki jak nikt inny. Wydawała się być taka… krucha i zupełnie bezbronna.
Żyć książką? On to właśnie robił. Tylko w trochę innym sensie, niż Sara miała na myśli. Odkąd przeczytał dziennik, nie potrafił rozwiązać sprawy inaczej, niż tylko poprzez porzucenie dotychczasowego życia i próbę rozwikłania zagadki podróżami. Zjeździł już pół Europy. I dalej był w tym samym punkcie.
OdpowiedzUsuń- Żyć książką? - zapytał, bardziej kierując te słowa do siebie. - To chyba trochę niebezpieczne. Brzmi jak zamknięcie oczu na świat. Problem tylko w tym, że świat nigdy nie zamyka oczy na nas.
[ok.. to zacznę - jakoś ... pewnie to wyjdzie beznadziejne.]
OdpowiedzUsuńNa to spotkanie po latach, przygotowała sie wyjątkowo rozważnie. Tylko sie zastanawiała po co to czyni. Chyba z poczucia winy, która ja nie opuściła od chwili ich nagłego zerwania.
Westchnęła ciężko. Wpatrywała się w okno a za nim gromadziły sie ciężkie chmury. Coś tam w TV zapowiadali zmianę pogody, więc wzięła ze soba parasol, którego nie znosiła.
~~
Nie umawiała sie na konkretna porę. Znała jednak adres. Denerwowała sie jakby była na pierwszej randce.
Z chwila gdy weszła pod daszek, zaczęło lać. Nacisnęła za dzwonek domu i czekała.
Potrząsnął głową.
OdpowiedzUsuń- Nie wszyscy są tacy. Nie lubią ludzi. Nienawidzę. Ale są też wyjątki, gdy śmiertelnicy okazują się lepsi od długowiecznych.
Widział takich. Wystarczyło natchnąć takiego do wojny, a jego płonące serce potrafiło tak wiele. I gdy wszystko wydawało się przegrane, oni walczyli, nawet za cenę swojego życia. Do upadłego. Poświęcali się dla innych. A zapatrzeni w siebie długowieczni zajmowali się w tym czasie swoimi przyjemnościami, bo na to pozwalała im arystokratyczna krew. Tysiąckroć wolał towarzystwo takich ludzi.
W życiu najłatwiej mają ludzie, którzy są elastyczni i potrafią się dostosować, nie odstawiając przy tym istnych parodii emocjonalnych, które tak strasznie go denerwowały. Naprawdę cieszył się, że Sara nie okazała się jakąś pieprzoną histeryczką, bo wtedy zapewne nie wytrwałby w postanowieniu nie robienia jej krzywdy i zabił ją już po paru godzinach nieustannego użalania się nad sobą.
OdpowiedzUsuńSpojrzał na nią uważnie, a jego oczy znowu stały się zimne i pozbawione uczuć. Po prostu taki był. Nigdy nie umiał okazywać cieplejszych uczuć, a jedynie złość, gniew, nienawiść… Nie wiedział, czy mają tak wszystkie wampiry, ale nawet nie miał zamiaru z tym walczyć. Taki był i tyle.
- Możesz, jeśli tylko nie obudzisz się z gorączką – powiedział po chwili wahania.
Właściwie to go nawet mile zaskoczyła. Prasa i media tyle przecież krzyczały o tym, że młodzież w dzisiejszych czasach w ogóle nie docenia wartości ukrytych gdzieś między stronicami książek. Może gdyby zapytała go o coś innego, nie wyraziłby zgody. Nie miał jednak sumienia zabronić jej czytania książek, bo i on sam uwielbiał całymi godzinami siedzieć i czytać.
Doszli wreszcie do domu. Miał dziwny sentyment do swojej małej kawalerki na piątym piętrze z dużym balkonem i widokiem na miasto oraz las. I choć środki na koncie pozwalały mu na życie w luksusie, to nie widział potrzeby, aby wydawać je na willę z krytym basenem. Tak było dobrze.
Wpuścił ją do klatki schodowej i ruszył w stronę wind.
[Przepraszam, że tyle czasu się nie odzywałam.]