piątek, 10 maja 2013

Gniew to naj­mniej przy­dat­ne ze wszys­tkich uczuć. Niszczy umysł i ra­ni serce.



ta, która ujarzmia swój gniew

południca

wędruje tak długo, że już chyba zapomniała drogi do domu

szuka zemsty, choć nawet nie pamięta, komu tak właściwie chciała pożreć serce

zostało jej tylko imię

czasem porwie jakieś niegrzeczne dziecko

10 komentarzy:

  1. [Przepięknie przykryłam ci kartę. Chociaż jest krótka, urzekła mnie, a zdjęcie, jest piękne. W zamian proponuję wątek. Pomysły?]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witam. Miło zobaczyć znajomego autora. Może wątek? Gdybym miał pomysł nie pytałbym o to i liczę, że choć maleńki kłębi się w Twojej głowie.]

    OdpowiedzUsuń

  3. [Ha, oczywiście, że Evangeliya będzie warzyła iście szatańskie mikstury. Ba, może i napadnie. Zależy, jaki tam humorek będzie miała. Wyjdzie w praniu.]

    Najchętniej podczas tego przepięknego upału Evangeliya siedziałaby na stołeczku w aptece i nic nie robiła, tylko czekała na swoich klientów, mówiła „Witam.” i ich obsługiwała. Ale los, dobry los postanowił, iż wybierze się na polanki, łąki, aby poszukać naturalnych leków - ziół. Przyszło bowiem jakieś tam zamówienie starej babki - zielarki, która, nieboraczka sama nie mogła zrywać tych przeklętych roślin.
    Przyczepiła do drzwi apteki kartkę „Nieczynne!” i zamknęła ją. Schowawszy klucz do kieszeni ruszyła w kierunku jakichś łączek, wypatrując tymianków i tego typu kwiatków.

    OdpowiedzUsuń
  4. [Nieco zmienię ten pomysł. Tym bardziej, że von Loewenwold zapewne wie o wszystkim dookoła tak z godzinnym opóźnieniem.]

    Wystarczyło pół godziny, aby Fanipal całkowicie ogarnęła noc, a ulice jak i uliczki opustoszały całkowicie. Niczego więcej nie potrzebował.
    Ruszył na przód, a za nim rozległ się stukot metalu, uderzanego o ciało. Uwielbiał ten dźwięk. Zawsze koił jego wściekłość, na samą myśl, że znów musi robić za strażnika tego miasta. Może i robota nie była zła, a ciągoty do wojskowej służby wciąż w nim tkwiły, ale nie zmieniało to faktu, że wyciągali go w najmniej odpowiednim i spodziewanym momencie. I nie to żeby było ich dużo... Tylko on i trzy młode istotki, płci żeńskiej włóczące się tuż za nim. Pomyśleć, że wyglądały tak niewinnie z dwoma mieczami przypiętymi u boków.
    Dobrze znał trasę. W końcu spędzał w tym mieście więcej czasu niż by sobie życzył. Co więcej. Powstał właśnie tu.
    Wręcz automatycznie przemierzał wszystkie uliczki, aż w końcu trafił na miejsce. Przed drzwi młodej kobiety, jak słyszał. Zapukał głośno.

    OdpowiedzUsuń
  5. [Witam. Jakieś pomysły na wątek? Mi dziś wena uciekła i nie mogę jej złapać.]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Cześć. Chętnie coś zacznę, tylko muszę wiedzieć, gdzie można spotkać Twoją postać.]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Witam serdecznie. Znajdzie się ochota, pomysł i czas na wątek?]
    Anthony

    OdpowiedzUsuń
  8. Czas płynął nieubłaganie, a takie czekanie na kogoś, kto raczy się ruszyć i otworzyć, bywało strasznie nużące. Zresztą. To właśnie wchodziło w zakres jego służby i nie mógł się sprzeciwiać organizacji, bo zapłaciłby znacznie więcej za to niż nagły atak agresji i małe nieprzyjemności.
    I na dodatek te cholerne beczenie dziecka... Nie mogła znaleźć sobie bardziej irytującej kryjówki.
    Mijały kolejne minuty, a drzwi jak na złość nie chciały się otworzyć. Wyciągnął dłoń w górę i z małym uśmieszkiem kiwnął dłonią. Ile problemów zaoszczędziłoby ludziom szybkie otworzenie drzwi i nie przyzwalanie tym samym na użycie przemocy. Taki mały gest... Rozniósł się huk łamiącego się drewna i szczęk metalu zawiasów, a dziecko zaczęło wyć jeszcze głośniej. I pomyśleć, że tak niepozorna czarnowłosa, stojąca tuż za nim potrafiła jednym kopnięciem narobić tyle rumoru. Tak. Katherina była zaprawdę wspaniałą marionetką.
    Weszli do środka, a on ze spokojem wyciągnął potrzebne papiery z kieszeni.
    - W imieniu organizacji i Świętego Officjum, uznaję panią, panno Sjęgniewo, za winną popełnionych czynów, a o karze porozmawiamy potem. Czy wszystko jasne?

    OdpowiedzUsuń
  9. W milczeniu obserwował kolejne uczucia, malujące się na twarzy dziewczyny. Musiał przyznać, że dawało mu to małą przyjemność. Przyciskała do swego ciała bezbronne dziecko i nienawidziła go tak szczerze! Bezwarunkowo! Co z tego, że widziała go pierwszy raz. Przecież był przedstawicielem tej cholernej władzy, która kazała jej się zameldować! Zawsze uwielbiał pełnić rolę obserwatora. Tym bardziej, że jedyne co miał ostatnio szansę oglądać to ból i powojenne zgliszcza wraz z zabitymi w walce. To bywało naprawdę męczące...
    Słysząc jej słowa, zaśmiał się cicho. Jak mało wiedziała o tym co otaczało ją dookoła. Myślała, że jest wolna? W tych czasach nikt nie był. A gdyby zamilkł jeszcze na chwilkę, zapewne usłyszałby przyrównanie do piesków i inne tego typu. Czasem mógł recytować na pamięć słowa, które usłyszy za chwilę. Jak zwykle sztampowe i nudne. I dziewczyna się pomyliła. Coś jednak znaczył, jeśli zadali sobie na tyle trudu, aby stworzyć jego rasę i wychować na odpowiedniego mężczyznę, nieprawdaż? Nie miał zamiaru jednak jej o tym przekonywać, albo nawet informować.
    - Już się nagadałaś. Zlecenie dostałem przed chwilą i nie wybierałem sobie czasu. Zbieraj się, albo będę musiał poprosić koleżanki o małą pomoc. Ewentualnie sam się tym zajmę - powiedział z zupełnie znudzonym tonem głosu, jakby recytował jakąś regułkę.

    OdpowiedzUsuń
  10. Chociaż noc miasta przesycona była głównie masakrą, nie każdy to lubił. Niektórzy arystokraci woleli po prostu usiąść przy barze i dobrym alkoholu, więc takie miejsca często były wypełnione przynajmniej kilkoma istotami. Jack jednak rzadko tam chadzała. Po pierwsze nie było to w smak elicie, po drugie nie przepadała za atmosferą. Znacznie bardziej ceniła sobie samotność i trochę szkockiej w domowym zaciszu.
    Tym razem nie miała ochoty ani na to, ani na sen. Nie namyślała się długo, zanim wskoczyła w wygodne ubrania i buty, po czym wyruszyła na spacer. Szła bez celu. Siąpił lekki wietrzyk, wiał chłodnawy wiatr, pogoda była całkiem rześka i przyjemna. Nagle usłyszała dziwny łomot. Ruszyła w tamtym kierunku, w końcu dostrzegając dwie postacie.

    [Szału nie ma, wybacz.]

    OdpowiedzUsuń