[W sumie, nie mam zbytniego doświadczenia z wątkami męsko-męskich, ale zawsze spróbować można. Wilczek i wampir z natury się nie lubią, ba, nienawidzą, więc mogliby nawzajem sobie przeszkadzać w polowaniach i w ogóle konkurować ze sobą. Co ty na to? ;3]
To, że kogoś tolerowała to nie znaczyło, że tego kogoś lubiła. Pomiędzy tolerancją, a lubieniem była bardzo wielka przepaść, a ona w niektórych przypadkach nie miała najmniejszego zamiaru jej zasypywać. Tolerowała wszystkie stworzenia z którymi mieszkała w willi bądź znała z sąsiedztwa. Jednak mało, które lubiła. Z niektórymi nie potrafiła się dogadać, a jeszcze inni denerwowali ją samym tym, że po prostu byli. Ale ich tolerowała. Gdyby tego nie robiła, to wiele z nich już dawno by nie żyło. Każdy wiedział, że nowe zaklęcia i tym podobne rzeczy najlepiej stosuje się na ludziach. Ale jaka zabawa jest jeśli człowiek jest przywiązany do łóżka? No właśnie! Nie ma żadnej zabawy. Nile niedawno opracowała całkiem nowe zaklęcie, które musiała wypróbować. Nie chciała tego robić na swojej ofierze, gdyż ta była już zbyt bardzo wyczerpana. Ogólnie to musiała ją zabić, a potem spalić ją ciało. To wszystko właśnie spowodowało, że dzisiejszej nocy wybrała się na polowanie. Chciała przetestować nowy czar oraz zdobyć nową ofiarę, którą mogłaby męczyć. Już miała jedną na oku. Samotna kobieta siedząca pod drzewem. Czy ona naprawdę była tak głupia by nie wiedzieć, że tutaj nie przeżyje? Nie trzeba było długo czekać i kobieta była ogłuszona i zabrana do willi. Tam Nile zamknęła ją w celi, a sama wróciła do lasu by pobawić się zaklęciami. Krzyk. To było pierwsze co rzuciło jej się w uszy. Bez większego zastanowienia pobiegła w tamtą stronę i uśmiechnęła się kącikami ust. W końcu krzyk ucichł, a ona wyszła ze swojego "ukrycia". Wyczarowała białe światło by ono oświetlało jej drogę. Spojrzała na ofiarę, a jej uśmiech się powiększył. Mężczyzna nie należał do osób starych ale nie należał do osób najmłodszych. Tak na oko to dałaby mu może ze ćwierć wieku. - Starzejesz się wampirku - stwierdziła i odwróciła głowę by móc na niego spojrzeć. [Mam nadzieję, że taki początek i długość Ci odpowiada :) ] Nile
Arystokracja może i była potężna, ale niewiele zdziałałaby jej potęga, gdyby wszystkie gorzkie tajemnice wyciekły poza Fanipal. Należało więc dbać o dyskrecję, a przede wszystkim kontrolować sytuację i przysłuchiwać się każdym, nawet najcichszym podszeptom ludzi. Jednak te cichutko wymieniane informacje mogli usłyszeć tylko ci, którzy zdobyli zaufanie śmiertelników. Dlatego właśnie Jack mieszkała między ludźmi – kręciła się po mieście, chodziła na zakupy, a czasem i do baru czy klubu. Siedziała w zadymionym lokalu, powoli sącząc szkocką. I wbrew pozorom nie wyglądała na szpiega, który chłonie każdy szczegół, a potem przetwarza go, analizuje. Lekko przygarbiona, obserwująca szklankę ze znużeniem, postukująca co raz palcami o kontuar, przypominała raczej zmęczoną dniem, zwykłą, zapracowaną kobietę. Powoli przeczesała włosy ręką i wyprostowała się. Kości wydały charakterystyczny chrzęst. Powoli powiodła wzrokiem po obecnych i upiła kolejny łyk. Zachód zbliżał się cierpliwie i z uporem. Widziała, że lokal stopniowo wyludnia się, ale nie miała co się śpieszyć. Zbyt wczesne rozpoczęcie również mogło sporo namieszać.
Bezpieczeństwo. To słowo dawno zagubiło się w jej słowniku. W tym mieście nic nie miało znaczenia. Alkoholik, strażnik, czasami nawet sam arystokrata mógł stać się ofiarą, jeżeli nie był dostatecznie uważny. Bo przecież kto przekona rozszalałą bestię, że osoba, na której właśnie zacisnął szczęki to jego przyjaciel, który mieszka w pokoju obok? Z pewnością nikt rozważny nie podjąłby się tego zadania. Jack nie miała daru momentalnego rozróżniania ludzi od nieludzi, ale czasami potrafiła trafnie to ocenić. Nowo przybyły mężczyzna od początku nie wyglądał jej na śmiertelnika. Żaden z nich nie wszedłby tu z taką pewnością o tej porze. W każdym razie nie byłby to ktoś, kto potrafi ustać na nogach bez pomocy ściany. Albo był po prostu głupi, w co wątpiła. Z drobnym uśmiechem przyglądała się, jak barman napełniał kieliszek mężczyzny. – Ciężki dzień? – zapytała, nieznacznie unosząc brew. Przez moment patrzyła na mężczyznę, po czym zamówiła jeszcze raz to samo.
[Mogliby się nie lubić. Powód byłby całkiem prostym. Rozeszło się im o to, że Anthony pomylił Zoję ze zwykłą ofiarą i już miał ochotę doskoczyć jej do gardła, gdy zorientował się, że jest już "zajętą zabawką". Od tamtej pory prychają na siebie wzajemnie. On- bo nie może jej mieć, ona- bo dobrze o tym wie. Mogą równie dobrze się nie znać i poznać dopiero w Willi, bądź w miasteczku. ]
Kimkolwiek by nie był i jakichkolwiek zamiarów by nie miał, nie obawiała się specjalnie, że zostanie zaatakowana. Nie raz pazury wilkołaka czy wampirze kły miały być zwiastunem jej marnego końca. A jednak nadal oddychała. Powodów było kilka. Po pierwsze, strażników się nie zabija. To jak strzelenie samobója. Po drugie, nie była takim zwykłym człowieczkiem, ponadto bycie strażnikiem zobowiązywało do umiejętności samoobrony. Właściwie w pewnych momentach utraty życia wcale nie potraktowałaby jako tragedii. – Ładny odcień – mruknęła, wbijając wzrok w zawartość szklanki. – Być może wieczorne przedstawienie trochę umili egzystencję – dodała półszeptem, jakby opowiadała kawał z gatunku czarnego humoru. Ponownie zerknęła na zegarek. Zadziwiające, jak czas potrafi się wlec, kiedy się czeka. A ona czekała, chociaż nie miała pojęcia na co. Bo chociaż upora się z całą robotą, może nawet bardzo szybko, wróci do swojego domu, do miękkiego łóżka, nigdy nie poczuje tego spokoju, który czuli ludzie znacznie bardziej zagrożeni od niej.
[Ja to bym była zainteresowana Sarą - bardzo lubię spokojne, lekko naiwne i cieplutkie osoby, a do tego podoba mi się fakt delikatnego rozchwiania emocjonalnego. Nawet wysłałam już zgłoszenie. Chciałam się tylko spytać, czy Sara mimo swojej naiwności jest dość dojrzała w swoim zachowaniu, jak na swój wiek, czy idzie bardziej w stronę dziecinności? Planuję, oczywiście to jakoś zrównoważyć, ale wolałam spytać. No i chciałabym też wiedzieć, czy ich relacje są dość chłodne ze względu na ciężkie przerażenie dziewczyny, czy Sara próbuje ze wszystkich sił dać pozory normalności, czy wyjdzie to wszystko w praniu i za bardzo się przejmuję? :p]
[Odpowiem Ci szczerze, że nie zdążyłam jeszcze tego przemyśleć. Myślę jednak, że Sara jest jednak dość dojrzała jak na swój wiek, choć momenty zupełnej infantylności też mogą się zdarzyć. Co do ich relacji... pozostawiam wybór Tobie.]
[W takim razie przestaję się tak przejmować i zgłaszam swoją gotowość do działania. Mogę nawet zacząć, tylko muszę się zorientować jak działa to miasteczko. Mają się gdzieś spotkać, czy na razie Sara ma siedzieć w domu i zamknąć się na wszystko, ze względu na przeżycia i chęć bycia posłuszną domatorką?]
[ Mogą się z braku laku spotkać w "Alchemiku" w nocy. Ona nie będzie miała akurat zmiany i po prostu będzie jednym z gości...może ustawiać karty przy jednym ze stolików i od tak on ją jakoś spostrzeże :) Może być?]
[Oczywiście, że odpowiada, nawet sama o tym pomyślałam. Tylko właśnie nie widziałam jak Ty się na to zapatrujesz. Dobrze, zatem zacznę snuć moje mądrości i zobaczymy jak mi to wyjdzie (: ]
Naprawdę nie chciała wychodzić z domu, co oczywiście wzbudzało pewne wątpliwości u osób z najbliższego otoczenia - w końcu do tej pory była dość otwartą, przyjazną dziewczyną z sercem na dłoni. Jednak myśl, że miałaby spoglądać tym niczego nie świadomym istotom prosto w oczy i najzwyczajniej w świecie kłamać, że jest równie głupiutka w tej materii, jak oni, przyprawiało ją o koszmarny smutek i niechęć. Coś w niej zgasło i widać to było właśnie teraz, gdy siedziała na parapecie okna, z uporem maniaka odwracając się plecami do szyby. Nie chciała patrzeć na zachodzące słońce, które próbowało przedrzeć się między niedomkniętymi żaluzjami. Odwracała wzrok, wbijając spojrzenie w ściany pokoju i splatając swoje dłonie, jakby nagle miało zrobić się bardzo zimno. Bała się mroku, bała się tego, co ze sobą niesie. Nawet nie usłyszała, jak wampir staje w drzwiach. Po lekko zaskoczonym, zduszonym okrzyku, nastąpił blady uśmiech, jawiący się delikatnie na jej twarzy. Nie patrzyła na niego, bo mimo, że czuła lekką, paradoksalną ulgę, gdy się pojawiał, to nie mogła wyzbyć się tego, wiercącego dziurę w brzuchu, niepokoju.
Dzisiejsza noc była pełna atrakcji, od zwłok znalezionych w porzuconej lisiej norze, aż po zatrucie się cyjankiem w "Alchemiku". Na całe szczęście Summer, która zdecydowała się mimo braku nocnej zmiany zajść do tego baru, nie zamawiała drinków i nawet nie zajrzała do karty. Znała ją doskonale, ale dopóki mogła nie ryzykowała picia tu alkoholu...czy też nieznanych nikomu trunków. Siedziała po prostu, na miejscu numer dwanaście ustawiając sobie wróżbę z czarnej talii kart. Nogi odziane jedynie w krótkie spodenki spoczywały rozciągnięte pod stołem, a długie palce rąk zgrabnie przewracały kolejne karty. Przybył nowy klient, ale nie zwróciła na niego większej uwagi, zbyt zajęta własną wróżoną przyszłością.
Czasami zależało jej na wszystkich innych nawet za bardzo. Możliwe, że właśnie dlatego huczały jej w głowie krzyki mordowanych i do tej pory czuła się tak cholernie bezradna. Może łatwiej byłoby pozwolić się zabić i nie mieć wyrzutów sumienia? A jednak, gdy zobaczyła wyciągniętą w swoją stronę dłoń, chwyciła ją. Ze strachu, z wdzięczności, z chęci życia. Do tej pory to ona była tą, która wyciąga pomocną dłoń. Może tym razem powinna po prostu skorzystać z namiastki normalności i nauczyć się tak żyć? Czasem, gdy chłodno kalkulowała swoją sytuację, dochodziła do wniosku, że jest chyba w najlepszej możliwej sytuacji. Potrafiła się nawet uśmiechnąć do siebie, by dodać sobie siły. Jednak gdy przychodziła noc, strach i wewnętrzne rozdarcie doprowadzało ją do płaczu. Spojrzała na niego, jakby wyjście na spacer stanowiło niewypowiedzianą atrakcję. Uniosła lekko kąciki ust, zeskakując z parapetu. Przez chwilę wyglądała jeszcze jakby się wahała, jednak ostatecznie sięgnęła po ciepły sweter i wciągnęła go na siebie przez głowę, czochrając sobie przy tym nieco włosy. -Dziękuję- odezwała się w końcu cichym, nieco niepewnym, ale i łagodnym głosem. Mogła się jedynie domyślać, że każdej nocy jej pan wychodzi, by pozbawić życia kilka bezbronnych dusz, ale pomijała ten temat milczeniem. -Nawet nie uwierzy pan co ostatnio widziałam - zaczęła, a na samo wspomnienie zadrżała lekko.
- Że właśnie w tej chwili dosiądzie się do mnie jakiś odważny nieszczęśnik. - spojrzała na niego z pod gęstych rzęs. - I proszę o to jesteś. - uśmiechnęła się na sekundy zanim wróciła do beznamiętnej uwagi. Zebrała karty sprawnie je tasując i rozkładając ponownie w innej kolumnie. - Czego szukasz przy zajętym stoliku nieznajomy?
Niektórym wcale nie zależało na samej zawartości żył, a całej reszcie. Strach ofiary potrafił być niezwykle podniecający, a jej krzyki i desperacka ucieczka mogły wszystko podsycić. Nie musiała być wampirem, żeby to zauważyć. Zresztą, nie tylko te istoty pociągało coś takiego. Spojrzała wprost na niego. Na ustach zalśnił półuśmiech, a brwi powędrowały wysoko w górę, żeby za ułamek sekundy powrócić na swoje miejsce. – Niech pomyślę... Kły, pazury, sztylety, krew, flaki, krzyki, jeszcze więcej krwi i flaków. Coś w tym guście. Bilety sprzedają ci z błękitną krwią, a my tylko sprzątamy – odparła, po czym dopiła alkohol. Picie raczej nie było wskazaną czynnością przed pracą, ale w masce gazowej i tak nie zwróciliby na to uwagi. Chyba że zaczęłaby chodzić zygzakiem.
[Jasne, że jest chęć i czas, a pomysł... Cóż, jak to zabójca, to zapewne i on dostarcza Iridian "rozrywki" w postaci szkielecików w lesie... Nie wiem, czy mogłoby być coś takiego, o ile naprawdę Anthony ma w tym swój udział, że Iridian przy pracy znajdzie coś, co wampir zgubił, najlepiej jeszcze, żeby to był jakiś niecodzienny przedmiot o niejasnym przeznaczeniu... Wtedy mogłyby wyjść dwie wersje, albo dziewczyna sama szuka właściciela, albo to Anthony bardzo chce odzyskać swoją własność. Nie wiem, czy to, co tu wypisuję ma jakiś sens...]
[a wszystko się znajdzie. motyw jest taki, że Sjęgniewa przechadzając się ulicami miasteczka, dostrzegłaby Andersona. no i mogłaby przysiąc, że skądś zna tą twarz. pośledziłaby go, może nawet napadła (chodzi o to, że ona cały czas próbuje sobie przypomnieć przeszłość, żeby jakoś spełnić tą swoją zemstę. tylko nie ma cholera żadnego punktu zaczepienia)]
- uważaj jak jeździsz - krzyknęła lekko podirytowana na woźnice. Tutejsze brukowane ulice były beznadziejne. Nie dość że wszędzie dziury, to jeszcze panował tu smród nie do opisania. Nie tak wyobrażała sobie życie w tym mieście. Było już późno albo i dosyć wcześnie, zależy od punktu widzenia. Musiała się spieszyć, a wracała z bankietu z dosyć odległego miejsca za miastem. - szybciej do cholery - warknęła przez małe okienko w karocy.
Niecierpliwiła się. Czuła jak boli ja całe ciało a oczy zaczynają piec, gdy tylko próbowała coś dotrzeć przez firanki. Mieli wyruszać godzinę temu, ale w pojeździe pękła oś. Myślała, że nie wytrzyma i zabije. Ot tak. Z czystej złości. Dlatego tez musiała czekać aż wyprzęgną ich konie i zmienią. Przysypiała już, gdy poczuła, że zjeżdżają główna droga w jeden z mniejszych uliczek. Jeszcze trochę. Nie długo będą na miejscu.
Nagle karoca sie zatrzymała. Otępiała otworzyła okienko by ponownie zrugać woźnice, ale ujrzała swojego narzeczonego. Zbladła trochę widząc jego minę. - Anthony... - zaczęła, ale zamilkła gdyż uświadomiła sobie, ze pewnie to godzina zwłoki była spowodowana tym, ze a nuż ma kochanka na boku. Zagryzła wargi. Gdy tylko podjechał, skryła sie w cieniu milcząc zawzięcie.
- ale panie mój.. - zaczął bez składu i ładu, gdy ruszyli - mieliśmy pewne problemy przed wyruszeniem... - słyszała ich rozmowę jak przez mgłę. Ta jazda ja już wykończała i nawet nie miała siły by sie spierać lub rozmawiać. Ponownie zaczęła drzemać. Po kilkunastu minutach byli na miejscu. Nareszcie. Zabrała suknie w jedna rękę i czekała aż otworzą drzwiczki i podłożą stópkę.
[Witam, witam. Problem jest taki, że znajdzie się wszystko prócz pomysłu, przynajmniej na chwilę obecną. Wykombinuję coś najprawdopodobniej jutro. Gdybyś jednak miała jakiś zarys wątku... Ja jestem chętna na wszystko, o ;).]
Powoli pokiwała głową, bardziej do siebie niż do niego. – Dobrze więc. Załatwię wejście. Stary teatr, dziewiętnasta. Niech pan pamięta, że na spektakle nie przynosimy jedzenia, panie...? – uśmiechnęła się nikle, ponownie na niego spoglądając. Sama również nie była fanką tych widowisk. Ot, "utalentowani" arystokraci wymyślali scenariusze, w które można wcisnąć jak najwięcej przemocy, najlepiej połączonej z erotyką, a zniewoleni, zdezorientowani ludzie brali w nich udział jako amatorzy, zawsze grając ofiary. Cóż, pewnym było, że więcej doświadczenia w tej dziedzinie nie zdążą nabrać. A szkoda. Niektórzy tak przekonująco błagali o litość... W każdym razie, pewnie i Kern nie brałaby w tym udziału, gdyby nie walające się po scenie flaki.
Podtrzymała sie wyciągniętej ręki. - przepraszam kochany. Nie lubię sie spóźniać. Wiesz przecież o tym. - powiedziała cicho, wpatrzona w jego oczy. - ale wiesz, ze musiałam iść na to spotkanie. Było już odwlekane tyle razy... - wtuliła sie w niego nie przejmując sie obyczajami lub konwenansami. - kocham cię - mruknęła bardzo cicho - przyjdź do mych pokojów.. później. - ponownie popatrzyła mu w oczy. Puściła jego dłoń i odwróciła sie by odejść.
[- chyba wiem.. co możemy dać jako powód pośredni odejścia ^^ - wtedy używała takich danych: Eliza Brown ]
Może to dziwne, ale naprawdę nie chciała się go bać. Ostatnio widziała tyle dziwnych rzeczy, że Anthony wydawał się być przyjemnym osobnikiem. No i troszczył się o nią, będąc na swój sposób chłodny w obyciu. Ale nie przeszkadzało jej to. Liczyło się dla niej, że nic jej nie grozi i to, że jej pan poświęca jej swoją uwagę. Być dla kogoś użytecznym wydawało się jej bardzo przyjemne w tym momencie, bo nie sądziła żeby awansowała do rangi kogoś ważnego. Na razie była pewnie przydatna. Nie chciała się go bać, ale mimo wszystko dawały o sobie znać drobne oznaki niepokoju takie jak drżenie ciała i głosu, niepewność i ostrożność w doborze słów. W takich chwilach, gdy trzymał jej dłoń, spoglądał z uwagą i wykazywał dobrą wolę, czuła się naprawdę dobrze, można by rzec, prawie normalnie. -Widziałam mężczyznę, którego ktoś przywiązał linkami za ręce i szyję do budynku. I zrobiło mi się strasznie przykro, bo bardzo go bolało. Ale nie to było najstraszniejsze... -urwała, wlepiając w niego swoje błyszczące, szare oczy i zaciskając lekko swoją dłoń, na jego. -Te linki przecięły mu skórę, a on zaczął krzyczeć i zaytkać uszy. Odcinał sobie skórę nożem i wyglądało jakby nic nie bolało go fizycznie, a nie mógł wytrzymać mentalnie. To było straszne... -zakończyła, robiąc się blada jak ściana na myśl o tej całej krwi. Odwróciła od niego wzrok, jakby właśnie opowiadała największe pierdoły na świecie. Wiał lekki, nocy wiatr, który poruszał jej blond włosami. Tak, noc była ładna, dopóki Anthony był w pobliżu.
Rozłożyła kolejny układ wróżebnych kart, przewracając jedną po drugiej i sprawdzając. - Gdybym była wróżką, odczytałabym to jako... - pokazała na pazia i dwie damy - nieśmiertelne istnienie... - spojrzała na niego ukradkiem i uśmiechnęła się kącikiem ust. - ale gdybym miała zgadywać...powiedziałabym, że przywiała cię tu nuda i poszukiwanie czegoś, czego nie umiesz znaleźć...Mam rację? Czy jestem kiepską wróżką i muszę pooddawać pieniądze poprzednim klientom? - zażartowała, choć nadal trzymała dystans do tego osobnika. Nie spoufalała się z każdym...Wyjątki były nieliczne. - Jak ci na imię? - zapytała przewracając dalej czarne karty.
[One Direction nie słuchałam. Dużo tracę? Zacznę, jeśli powiesz mi, jak ten amulet wygląda. Właśnie chodziło mi o coś takiego, bo Iridian raczej samo z siebie nie przyszłoby do głowy jego zastosowanie, skoro jej ten problem nie dotyczy.]
Posłała mu jeszcze buziaczka na schodach, które szybko przemieściła wchodząc do holu z chwila, gdy padły pierwsze promienie. Uff.. to było trochę ryzykowne. Czasem zapominała, że była wampirem. Zbyt długo odstawiała szopkę szczęśliwej rodzinki. Co ciekawe była szczęśliwa w tym związku gdyby nie... ciągły głód. Wiedziała też, ze prędzej czy później szczęście się skończy. Oby później Przemierzała szybkim krokiem do swego pokoju. Będzie musiała zaryzykować nocne wyjście. Od dawna nie miała nic w ustach. Jej zwykłe opanowanie zaczęło ja zawodzić a starała się nie żerować na mieszkańcach zamku. Wystarczyło, że słyszała ich szepty o niej samej. Udawała, że nie słyszy jak służba mówiła że jest podła wiedźma. Bo któż normalny posiada białe, lśniące włosy.
[ekhmm np. no więc nasz kochany narzeczony przyłapie ja na nocnym szwendaniu, zobaczy jej prawdziwy obrazek. przerazi sie na tyle, ze będzie próbował zwiać z domu i pojedzie do wuja by odpocząć od całego "przedstawienia" i dopiero wtedy nam zniknie... ]
Zadarła głowę nieco w górę, żeby spojrzeć na niego kątem oka. Wydawał się być obojętny i niebywale chłodny, a jednak szła teraz obok niego, czując się w pewnym sensie oddzielona szybą od otaczającego ją świata. Za bezpieczną szybą, zza której mogła wszystko obserwować, nie mogąc i nie bardzo chcąc angażować się w to wszystko. Znikła z życia miasteczka, nie wyobrażając sobie jak mogłaby normalnie spotykać ludzi i uśmiechać się do nich. Najbardziej bolało ją jednak, że nie może do nikogo wyciągnąć pomocnej dłoni. Takie bezpieczeństwo miało swoje plusy i minusy. Nie, nie czuła się jak w więzieniu, choć momentami smutny wyraz jej buzi mógł wskazywać na coś innego. Przyglądała się mu chwilę, bez zbytniej upierdliwości w spojrzeniu. -Czemu nie umarłam? - spytała cicho, choć wobec otaczającego ich mroku i ciszy pytanie wydawało się wypowiedziane i tak za głośno. Często zadawała je sobie, nie mogąc znaleźć na to odpowiedzi. Traktował ją z chłodnym dystansem, potrafiąc jednocześnie delikatnie trzymać jej dłoń. Wzbudzał lekki niepokój, choć wiedziała, że nic jej nie grozi. Mówił głosem bez emocji, ale słowa wskazywały na rzeczywistą chęć zapewnienia jej normalności i spokoju. Od dziwnej bladości, kolor jej skóry przeszedł w lekki rumieniec na policzkach, jakby wstydziła się wypowiedzenia tego pytania na głos. Jednocześnie przygryzła lekko dolną wargę, obiecując sobie, że gdy tylko otrzyma odpowiedź na to pytanie, podziękuje mu, czego jeszcze nigdy nie zrobiła. Nie spodziewała się żadnej konkretnej - odpowiedź mogła równie dobrze brzmieć "bo tak", jak i "bo było mi żal takiej bezradnej duszy".
Złożyła karty jednym zgrabnym ruchem, a potem schowała je do kieszeni spodenek, poprawiając się przy tym na krześle. - Summer. - odpowiedziała, mimo że nie pytał o jej imię. I tak by się jakoś dowiedział jak się nazywa...a ukrywanie tego to bez sens. Przymknęła oczy. - Ja też nie wierzę w przepowiadanie przyszłości, a bawię się w to, bo nic innego nie mam do roboty. - spojrzałam na niego. Nie spodziewał się. - Jestem telepatką...mała rada: Zamykaj umysł przed nieproszonymi gośćmi...bo to może się okazać niebezpieczne.
Wykonała szybki ruch głową na znak, że przyjęła do wiadomości. – Dla strażnika, którego tacy jak wy mogą zgnieść butem, każdy musi być panem, Anthony – odparła bez nuty pretensji. Nie czuła się przez to gorsza, nawet jeżeli czasem była tak traktowana. Takie po prostu były wymagania, a swoje zdanie na ten temat musiała zachować dla siebie. Wręczyła banknoty barmanowi, zwinnie zeskoczyła z krzesła i już jej nie było.
Pogoda była całkiem urocza. Drobny deszczyk uparcie stukał o dachy i parapety, lodowaty wiatr biczował po twarzy, światła latarni lśniły mętnie. Stała obok wejścia, wpatrzona w mrok kłębiący się w węższych uliczkach i zaułkach. Ofiary żywe i te nieco mniej miały już swoje miejsca, a że kręcenie się po wnętrzu wśród kolorowych panów i panien nie bardzo jej odpowiadało, pojawiła się trochę przed czasem.
[ to się na zamku dzieję, tak? się tylko upewniam ;)]
Szybko doszła do swoich komnat. Wezwała pokojową i kąpielową, które się zjawiły u niej po kilku minutach, by pomóc przy toalecie. - pani... kąpiel gotowa. - już idę - odrzekła słodko - tę fiołkowa, Mary - poleciła gdy młoda kobieta pokazała jej dwie domowe, zwykłe suknie. Odwróciła sie by przejść za parawan i weszła do rozkosznej bali, wypełnionej parującą wodą. Ponownie zatopiła sie we wspomnieniach. Tych dawnych i tych obecnych. Wygodniej sie oparła. Za miesiąc mieli się pobrać po 2 latach narzeczeństwa. Szczerze mówiąc wolała wcześniej, ale taki jej dała wymógł hrabina. Wszystko było ustalone, goście, jej suknia, uczta. Nawet duchowny. I tu sie skrzywiła. Nie żeby miała coś do świętości. Nie interesowało ja to ani tym bardziej nie bala się świętości. Skrzętnie udawała wierna i praktykującą w duchu zżymając sie jednak, że Bóg i tak ma ja w dupie. Westchnęła ciężko zwracając na siebie uwagę służby. - pani? - ręcznik.... - rzuciła z takim chłodem, że aż ta sie wzdrygnęła na jej ton wypowiedzi. Wstała z miejsca, poczekała aż woda ścieknie z jej ciała i wtedy wyszła. Pozwoliła sie owinąć i wtedy też doszedł do jej zmysłów tłumiony zapach. Zmrużyła oczy czujnie przypatrując aż w końcu dostrzegła niewielkie skaleczenie na palcu dziewczyny. Wykonała szybki ruch podnosząc jej rękę. Zaskoczona dziewczyna pisnęła. - paskudne skaleczenie .. trzeba to opatrzyć.. - zaszumiało jej w uszach i wbrew zwykle stosowanej ostrożności nie mogła przestać myśleć od tej czerwieni. Bez namysłu praktycznie rzecz biorąc rzuciła się jej do gardła. Dziewczyna krzyknęła cicho, ale zamilkła równie szybko, gdy ja uciszyła.
Akurat dramatyzmu w swoim życiu miała po dziurki w nosie i byłaby wdzięczna, gdyby jej kłopoty kończyły się na tym, że zadurzyła się w niewłaściwym człowieku, który nawet na nią nie spojrzy, albo, że musi znosić czyjeś upierdliwe zaloty. Zadała to pytanie z czystego zainteresowania sensem własnej egzystencji. O ile miała ona w ogóle jakiś sens. Jego reakcja przyprawiła ją o potężne poczucie winy, chociaż cisnęło się jej na usta zwykłe: "najlepiej prawdę". Milczała jednak, odwróciwszy wzrok w geście pokory i niejakiego zawstydzenia. Chciała wiedzieć, czy ulitował się nad nią, bo była tak żałosnym stworzeniem, że nawet do grobu się nie nadawała. Od śmierci swoich bliskich czuła się z dnia na dzień coraz mniej warta. Jakby jej emocje i ginący spokój ducha, za którym tak tęskniła powodowały utratę świadomości o własnej wartości. Nie czuła się silna, nie czuła się bystra i mądra, jak to miało miejsce w liceum, nie czuła się wartościowa. A fakt, że Anthony się na nią denerwował, powodował, że jeszcze bardziej kuliła się w sobie. -Nie będę już nigdy pytać, przepraszam - szepnęła, wbijając wzrok w ziemię i nie podnosząc go dłuższą chwilę. -Dziękuję panu - dodała, nadal trzymając głowę opuszczoną, jakby chciała się schować przed jego zirytowanym wzrokiem za zasłoną z włosów. Zawsze z pokorą przyjmowała to, co życie dla niej przygotowywało, więc i teraz, gdy zagryzała wargi żeby nie uronić łzy, wiedziała, że będzie musiała nauczyć się żyć ze świadomością, że zanim ujrzy w jego oczach chociaż jedną pozytywną iskierkę minie sporo czasu. O szacunku nawet nie marzyła.
Przepływ krwi powoli się zmniejszał a mimo to dalej zachłannie piła. Dopiero trzask szybko zamykanych drzwi i szybki tupot cichnących stóp powiedział jej, ze została "przyłapana". Otrzeźwiała na tyle by trzymana dziewczyna wysunęła z jej rak. - Anthony... - zdoła wyszeptać, nim spłynęła jej jedyna łza żalu. Zamrugała parokrotnie próbując powstrzymać cisnące się łzy. Chciała coś zrobić, ale było już za późno. Na podwórzu usłyszała okrzyki oburzenia a także szybki tętent kopyt. Odjechał. Popatrzyła na to za okien z bolącym sercem. Przepadł on.. oraz to, że wraz z nim jedyne szczęście. Stała sztywno przy tym oknie nawet wtedy, gdy nie było po nim śladu. Wytarła i łzy i krew z ust i popatrzyła na ledwo dychającą z ciężkim westchnieniem. Wzięła na ręce i wyniosła z komnaty kierując sie do pokojów służby.
[ powoli sie nam kończy więc przeskoczymy te 300 lat ;)]
Mijały dni. Posłaniec przyniósł list, gdzie aktualnie przebywał Anthony. Czuła się lepiej gdy wiedziała, ze jest bezpieczny i miał wrócić za parę dni. Ale dni mijały a on nie przybył. Gryzła sie tym, co było tym dziwne że sama się zdziwiła. Zakochać się w śmiertelniku. Jej rodzice by uznali to za świetny żart przy kolacji, ale udało jej sie wyrwać z rodzinnego gniazda na jakiś czas. Dzień za dniem mijał, potem miesiące aż w końcu uznano, ze umarł. Co w pewnym sensie i tak było. Była smutna, ale najbardziej boleli jego rodzice. Ukradkiem widziała ich spojrzenia wysyłane w jej stronę. Spuszczała wtedy wzrok na zaciśniętych dłoniach. Mimo tego, ze sie z nia nie zgadzali, chciała go poszukać. I pewnej nocy, gdy wszyscy smacznie spali, spakowała potrzebne rzeczy, wzięła konia i wyjechała... ~Czasy współczesne. Nocny Klub, obecne miasto.~ Dziwnie to zabrzmi ale zachowała ich zaręczynowy pierścionek. Głupie ale miała do niego sentyment no i podobał jej się. - pospiesz się!! Za chwilę śpiewasz.. - idę już.... - odkrzyknęła i popatrzyła raz jeszcze na swe odbicie w lustrze, by sprawdzić detale.
Luźny kok w porządku, obcisły spodnie i top bez pleców.. to rozkosz po wiekach wbijanie się w przeróżne dziwne ciuchy. Chociaż gorsety były nawet nawet. I tak nie oddychała. Przechodząc z uśmiechem na ustach słyszała gwizdy i szepty. - witajcie kochani na kolejnej sesji muzycznej. Dobrze się bawicie? - usłyszał podwyższone rozmowy - barman - krzyknęła na człowieczka - darmowe drinki dla klubowiczów. I dwie kolejki dla Vipów. Odmachał jej. Sprawdziła mikrofon i poczekała na podkład i zaczęła.
Sara wiele razy zastanawiała się, jak to właściwie ma wyglądać. Na razie jest w porządku, ma schronienie, a Anthony kogoś, kto bezwarunkowo go słucha, mimo, że czasem zdarzy się uronić łzę, ewentualnie siedemdziesiąt. Nie mogła nic poradzić na to, że całe życie układała sobie cegiełka po cegiełce, planując wszystko, przykładając się do nauki i żyjąc najspokojniej i najmniej wymagająco jak tylko się dało. Nie brała od życia garściami, szarpiąc jego strukturę. A za rok? Dwa? Pięć? Kto wie, może nie będzie jej już dane stąpać po tej ziemi, ale jakoś nie wyobrażała sobie, by miała przy Anthonym stawać się dorosłą kobietą, taką, jaką zawsze chciała być - dobrą, spokojną i ciepłą. Nie żądającą wiele, a dużo od siebie dającą. Spojrzała na niego, niemal rozmywając się w strugach deszczu. Czy powinna nauczyć się być dokładnie taka jak on, by łatwiej się mu z nią żyło? Wiedziała, że powinna odrzucić huśtawki emocjonalne i zrobić wszystko, by być tą dawną sobą - emanującą spokojem. Ale chyba nigdy nie nauczy się zionąć chłodem na wszystkie strony. Burzy się nie bała - pioruny rozświetlały każdy mroczny zakamarek na ułamki sekund. Przerywały na krótką chwilkę całą ciemność i Sara chciała by już tak zostało. Uśmiechnęła się lekko do siebie, unosząc głowę nieco wyżej. Krople deszczu spływały po jasnej buzi, omijając przyklejone do policzków mokre włosy. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu poczuła się nawet dobrze. -Dzisiaj niebo płacze zamiast mnie - powiedziała cicho, wystawiając dłonie, by nabrać w nie odrobinę deszczu, który i tak przeciekał przez palce. Jej głos został zdominowany przez odgłosy grzmotów, a w jej policzkach pojawiły się delikatne dołeczki wywołane uśmiechem ulgi. Jakby deszcz miał jej pomóc w zmyciu całego żalu jaki w sobie trzymała.
Ledwo skończyła a rozległy się bisy. Wobec tego wzięła od jednego perkusisty swoje skrzypce i zaczęła grać jakąś rzewna melodyjkę. Po jakimś czasie stwierdziła, ze ma dość i poszła na przerwę, kierując sie do barmana. - dzięki Ather.. - odpowiedział - nie czadź mi tu i podaj mi burbona z arszenikiem. I podwójny, Tom. - który to już ... ? - bo ja wiem? Nalej mi a nie mi tu marudzisz jak mój stary ojciec, który z łaski swej znowu mi truje. Zachichotał w odpowiedzi.
Wzięła do ręki przygotowanego drinka i odwróciła się tyłem o bar. Wsparta tak sączyła płyn jednocześnie przeglądając tłumy na swą przekąskę. Po pilnym baczeniu dojrzała dwóch młodych napalonych facecików, którzy jakby przyciągani, podeszli do niej z głupkowatym uśmiechem. - niezły występ.. - drobiazg. - może chcesz kolejny.. - zapytał kładąc jej dłoń na udzie i przesunął do góry. - zastanowię sie. - upiła łyk patrząc na nich błyszczącym wzrokiem. Używając hipnozy, dopiero wtedy poczuła, że jest obserwowana, ale udała że tego nie dostrzega. - no chłopaki, wyjdźcie z baru i wyjdźcie za próg. Macie tam czekać.
Starała się ukrywać łzy, mając ich dość i czekając, aż jej oczy wyschną zupełnie, nie lubiąc czuć się jak ostatnia ofiara losu, chcąc być silna i nie potrafiąc, bojąc się i nie chcąc się bać jednocześnie. I była wdzięczna Anthony'emu za to, że milczał na ten temat. Oczywiście, rozpaczliwie potrzebowała też kogoś, kto byłby w stanie położyć jej rękę na ramieniu i pogłaskać po głowie, dając tym samym wsparcie, ale wiedziała, że nie może tego oczekiwać. Dlatego właśnie cieszyła się, gdy chociaż trzymał jej dłoń. Starała się wyłapywać wszelakie niuanse i zmiany w jego głosie, spojrzeniu, czy gestach, ale rzadko kiedy się jej to udawało. Jednak sam fakt, że ją uratował, że z nią wytrzymywał, że robił dla niej bardzo dużo jak na swoje społeczne i emocjonalne możliwości, był pocieszający. I doceniała to. Momentami nawet łapała się na tym, że po prostu w niego wierzyła. Skierowała spojrzenie na niego i kiwnęła leciutko głową, bez problemu dając się prowadzić szybciej w stronę domu. Zmrużyła lekko oczy, wraz z delikatnym uniesieniem kącików ust i ścisnęła mocniej jego dłoń. Tak drobne rzeczy potrafiły niemal uleczyć popękaną, drobną duszę, bo pozostawały niezmienne. Tego nikt nie mógł jej zabrać. Poza tym, Sara nie tylko patrzyła - umiała też widzieć piękno w tak absurdalnych rzeczach jak trzy krople wody, kapiące właśnie z jej przemoczonego rękawa. -Pan jest zdziwiony moim uśmiechem - zauważyła, drepcząc z nim i starając się dotrzymać kroku. Co chwilę odgarniała z twarzy mokre kosmyki włosów, które uparcie przyklejały się do czoła, skroni i policzków.
Dopiła drinka zabierając zostawiona wcześniej swa kurtkę i skierowała sie do drzwi ku niezadowoleniu gości. - tak wiem.. jutro tez jest noc, ale wiecie jakie sa prawa w Willi. - przekręciła oczami. Wykonała znak i gdy była już w drzwiach praktycznie w tym samym czasie stłoczyła sie z kimś. Otworzyła usta by rzucić coś ciętego, ale jak tylko popatrzyła mu w oczy... zapomniała co ma powiedzieć z jawnego szoku i niedowierzania że o to stoi przed nią. - to ty... - szepnęła, ale po tym chwilowym okazaniu emocji jej twarz przybrała maskę i spróbowała go ominąć
Ziemia i lasy wokół Fanipal stanowiły naprawdę bogate źródło znalezisk. Nawet, jak pewnego wieczora z niejaką goryczą stwierdziła Iridian, zbyt bogate. W gąszczu rozmaitych, stosunkowo świeżych rupieci ginęły znacznie rzadsze, cenne przedmioty. Zwłaszcza, kiedy zmysły działały jak doskonały wykrywacz metali, skaner gęstości i coś jeszcze, co w tym przypadku raczej zacierało obraz. Dziewczyna z rosnącą rezygnacją przemierzała las szybkim marszem, metalowa stopa niechętnie kopnęła zgniecioną puszkę po piwie. Ciągle to samo. Szmelc. Ścieżka rozdzielała się, główny trakt odbijał w prawo, lewa odnoga była kręta i w znacznym stopniu zarośnięta mchem. Iridian wybrała prawą stronę. Najpierw zauważyła lekko uszkodzoną korę jednej z sosen. W jednym miejscu była starta, zbyt silnie jak na przechodzące obok albo ocierające się zwierzę. Potem pojawiły się ślady stóp na ścieżce, wilgotna ziemia nierówno się zapadła pod czyimś szybki, nierównym krokiem. W końcu w powietrzu dała się wyczuć nutka nieprzyjemnej, metalicznej woni. Ślady zboczyły ze ścieżki. Krew, pomyślała Iridian, jakby wbrew sobie podążając za wonią. Ze wzrostu jej intensywności mogła oceniać malejący dystans do jej źródła. Nie podobało jej się to, ale przedzierała się przez krzewy, pokryte nocną rosą. Ślady na mchu urywały się nad skrajem niewysokiego ustępu, ziemia wyglądała na świeżo obsuniętą, cokolwiek tu się działo, musiało mieć miejsce co najwyżej poprzedniej nocy. -Do diabła -syknęła dziewczyna z niesmakiem, zaglądając poza krawędź uskoku. Na dole, częściowo przysypane piaskiem, spoczywały blade zwłoki mężczyzny. Prawa ręka zastygła uniesiona, dłoń była kurczowo zaciśnięta. Pomiędzy palcami coś połyskiwało...
***
Na stole piętrzył się rosnący stos książek, notatek i szkiców. Nieszczęsny amulet, owalna blaszka ze stopu metali nie mającego szczególnie oszałamiającej wartości, spoczywała na kawałku bibuły. Godziny płynęły, a sens znaleziska wcale nie wydawał się bardziej oczywisty. To była własność nieboszczyka z lasu, której strzegł, czy może zabrał wisiorek komuś, z kim walczył? Co właściwie się stało? I czy w ogóle powinna stawiać sobie takie pytania? Iridian znów spojrzała na amulet, potem na szkice, przedstawiające noszone w obecnych czasach najpopularniejsze talizmany. Nie znalazła nic podobnego, tu nie było żadnych symboli mających zapewniać pomyślność albo odegnać nieszczęście, żadnych atrybutów mitycznych bóstw ani run. Medalik był obustronnie gładki. Chyba... Metal zalśnił w pierwszych promieniach słońca, wpadających przez nieosłonięte okna. Iridian miała wrażenie, że światło ujawnia niewidoczne wcześniej rysy. Zaskoczona, uniosła łańcuszek, chcąc z bliska przyjrzeć się owalnej blaszce. Niesamowite, jęknęła w duchu, widząc rysujące się jakby pod działaniem niewidocznej dłoni zawiłe wzory. Teraz nie miała już wątpliwości. Ten przedmiot był cenny z powodu nadnaturalnych właściwości, jakiekolwiek by one nie były. Czy w takim razie nie powinien trafić we właściwe ręce? Właściciel... Jeśli to był ten z lasu, nagła tragiczna śmierć uniemożliwiała mu odzyskanie przedmiotu. Jeśli miał rodzinę... Albo chodziło o osobnika, z którym walczył... Iridian zaklęła pod nosem i przeszła do biurka w kącie niewielkiego pokoju. Uruchomiła komputer, sprawdziła zapas papieru do drukarki. Podczas, kiedy urządzenie budziło się do życia, dziewczyna układała w głowie treść ogłoszenia o znalezisku. Dlaczego nie mogła natrafić na zwyczajny szmelc, który co najwyżej z lekkim żalem odłożyłaby na półkę, jako kolejny eksponat do rosnącej kolekcji obiektów nie posiadających wartości historycznej? Kilkanaście minut później wiele egzemplarzy ogłoszenia ze skanem dość dokładnego szkicu amuletu zawisło w widocznych miejscach w mieście.
Spojrzała na niego i natknęła się na jego wzrok. - Nie pijam tu. - rzuciła lekko, na więcej wyjaśnień nie mając ochoty. - Mogę ci jedynie podpowiedzieć: uśmiechnij się do tamtej barmanki a ten drink może nie będzie twoim ostatnim. - mrugnęła przekazując mu tę wiadomość. Zaczęła skrobać sobie czarny lakier z paznokci, bo nie wiedziała co jeszcze mogłaby robić. Nie pracowała, nie miała ochoty na nie kontrolę swojego wewnętrznego ja. Westchnęła. Może gdzieś w mieście jest jakaś impreza? Było by fajnie móc pobawić się w czyimś towarzystwie...a skoro ten mężczyzna zdecydował się usiąść obok niej... Ułożyła nogi na krześle w siadzie tureckim.
Prawda była taka, że nie bardzo wiedziała jak miałaby się do niego zwracać, więc wolała bezpieczniejszą dla niej wersję. Mimo, że pod względem aparycji nie wydawał się być dużo starszy od niej samej, to nie miała bladego pojęcia ile taki wampir może mieć właściwie lat. Kiwnęła delikatnie głową, choć będzie musiała się pilnować by w odruchu nie podnosić Anthony'emu ciśnienia. -Więc czas najwyższy nadrobić zaległości- uśmiechnęła się lekko pod nosem. Rzadko kiedy chorowała, więc nawet jej do głowy nie przyszła wizja ewentualnej anginy, czy czegoś równie dla niej absurdalnego. Fakt faktem, że i tak niebywale rzadko wychodziła z domu, a chorując przynajmniej miałaby dobrą wymówkę przed Katią, która zaczynała jej zawracać tyłek by dowiedzieć się, co się z Sarą przez ostatni miesiąc właściwie działo. A Sara chciała po prostu zniknąć. Spojrzała na niego dużymi, niemal zaciekawionymi oczami, unosząc przy tym nieco głowę w górę. Cóż, była nieduża i jakoś niespecjalnie jej to przeszkadzało. Jednak nie spodziewała się takiego gestu z jego strony. Po kilku sekundach uśmiechnęła się ciepło i, ściskając go mocniej za dłoń, przytuliła policzek do jego ramienia. -Mogłabym jutro spędzić trochę czasu w antykwariacie?- spytała po chwili, mając nadzieję na zgarnięcie paru książek do domu i na niechorowanie. Zabawne, pomyślała, jak życie rzuca nami tak zgrabnie, że potrafimy w tak krótkim czasie nazwać nowe miejsce domem.
Prychnęła pod nosem. - wobec czego nie ma o czym rozmawiać - wzruszyła ramionami - z reszta .. nawet gdybym miała coś powiedzieć to i tak ani nie zrozumiesz ani nie będziesz tego słuchał. Wobec tego zaoszczędę tobie tej wątpiliwej przyjemności - wyminęła go w końcu - bywaj więc - machnęła ręką a ścieżka, która szła stała sie pusta.
Przemieszczała sie w dosyć szybkim tempie. Euforia alkoholowa zaczynała opadać i jako tako uspokojona, weszła w końcu do posiadłości. Jeszcze tylko prysznic, zmiana ciuchów i udała sie na spoczynek. Nie spała zreszta zbyt dobrze, gdyz obudził ja telefon. Zirytowana właczyła, wysłuchała komunikat, a potem cisnęła na szafke gdzie leżał. Ponownie zasnęła.
[Jako, że wcześniej nie miałem okazji prowadzić wątku, to zaczepię. P.S. Prosimy też o czepianie nowych.]
Leżał na stoliku, przypatrując się lampce, świecącej mu w twarz. I pomyśleć, że to właśnie tak ogromnie działa na "przestępców". Kto w ogóle wymyślił, że w Fanipal musi działać policja. Tak, tak. Więcej miejsc pracy, komfort mieszkańców. Ale po cholerę wydawać kolejne pieniądze na darmozjadów, którzy siedzą do wieczora przed komputerami, udając że cokolwiek robią. Nie lepiej zastąpić ich trzema ludźmi, a nie żywić cały komisariat. Może resztę podstawić. Wielu by się znalazło takich, którzy chcieliby zająć się takimi sprawami. Ot np. łapówkarstwo bardzo pociągająca rzecz. W końcu blisko Rosjan. Albo klatki i zamknięcia... Różne to można spotkać zabawy. Idealne miejsce na handel narkotykami. Ciche westchnięcie. - Czy nie lepiej po prosu zacząć gadać? Zaoszczędzisz czasu i mnie i sobie - odezwał się gruby jegomość w paskudnie brudnym i tłustym mundurze. Brak poszanowania. Tym razem To Czterdzieści Cztery westchnął przeciągle. Był jego przeciwieństwem. Mundur perfekcyjny, zawsze pedantycznie doczyszczony. Wszystko zapięte na ostatni guzik, a przesłuchania odbywają się całkiem inaczej. A ta postawa, zmęczenie tak krótkim życiem i ciągłą konsumpcją... Godna pożałowania. Zaśmiał się pod nosem. O ironio! Musiałaś dopaść właśnie w takim momencie?! - Błąd. Ja mam czasu wiele. Ale na ten przykład ty masz go niezbyt dużo. Naciesz się nim i zapamiętaj kilka krótkich słów. Dziś 23:34 czas się skończy. Rana postrzałowa. - To teraz bawisz się w proroka? Przezabawne. - Czy nie powinniśmy czasem skończyć tego przesłuchania. Noce są takie niebezpieczne... - zaśmiał się, co bardziej przypominało odgłos hieny. Dobrze wiedział, że tamten jest na tyle uparty, aby siedzieć tam i całą noc, udając przesłuchanie. Czekając na jakąś drobną pomyłkę, której i tak nie dałby rady wychwycić. Uderzał raz po raz ogonem o ziemię i żałował, że owy mężczyzna tego nie widzi. Ukrył go przed jego oczami, dawno temu, gdy po raz pierwszy się spotkali. - Coś dzwoni. Wskazał na kieszeń mężczyzny czekając, aż odbierze. I zrobił to, bardzo nerwowym ruchem. Jego mina szybko zmieniła się w zaniepokojoną. Kiedy ostatnio był na jakiejś grubszej akcji? A no proszę. Gdy miał zaledwie dwadzieścia pięć lat. Cóż. Będzie musiał zmierzyć się ze swoim strachem. Widział jak trzęsły mu się dłonie i zastanawiał jakim cudem doszedł tak wysoko. Krzyk podwładnego było słychać w całym pomieszczeniu. - Mogę jechać z wami? - zapytał zupełnie rozbawiony sytuacją. - Nie. - I tak pojadę. Zdajesz sobie z tego sprawę? Przecież mogę być pomocny, prawda? Wstał ze stołu i jednym kopniakiem otworzył drzwi. Wyszedł, pogwizdując. Szybko znaleźli się na miejscu i choć było to dla niego nieco upokarzające, usiadł na miejscu pasażera, gotowy na ciekawą sytuację. Jakaś strzelanina. Środek miasta i pewność, że właśnie tam gdzieś kryje się kolejna bestia, bawiąca się ludźmi. Czyżby specjalnie zawołano go na rzeź? Westchnął cicho. Jedna z kul świsnęła obok szyby Czterdzieści Cztery i przebiła oponę. Policjant przeklął cicho, a ostrzał ustał. Po chwili padły kolejne strzały, a krew ubarwiła SS'mański mundur. Zerknął na zegarek. Czerwoną barwą, wyświetlała się równo dwudziesta trzecia trzydzieści cztery, jako jedyne źródło światła. - Skąd wiedziałeś? - wyszeptał ostatnim tchnieniem. Czterdzieści Cztery wzruszył ramionami. - Zgadywałem.
[Witam, ja przychodzę po wątek. Masz jakiś pomysł? Czy wolisz coś spontanicznego? xD]
OdpowiedzUsuńNile
[To podaj mi jakie Ty widzisz pomiędzy nimi powiązanie i relacje, a ja wtedy coś zacznę :)]
OdpowiedzUsuńNile
[W sumie, nie mam zbytniego doświadczenia z wątkami męsko-męskich, ale zawsze spróbować można. Wilczek i wampir z natury się nie lubią, ba, nienawidzą, więc mogliby nawzajem sobie przeszkadzać w polowaniach i w ogóle konkurować ze sobą. Co ty na to? ;3]
OdpowiedzUsuńValid
[Mam nadzieję, że taki początek może być... :) ]
OdpowiedzUsuńTo, że kogoś tolerowała to nie znaczyło, że tego kogoś lubiła. Pomiędzy tolerancją, a lubieniem była bardzo wielka przepaść, a ona w niektórych przypadkach nie miała najmniejszego zamiaru jej zasypywać. Tolerowała wszystkie stworzenia z którymi mieszkała w willi bądź znała z sąsiedztwa. Jednak mało, które lubiła. Z niektórymi nie potrafiła się dogadać, a jeszcze inni denerwowali ją samym tym, że po prostu byli. Ale ich tolerowała. Gdyby tego nie robiła, to wiele z nich już dawno by nie żyło.
Każdy wiedział, że nowe zaklęcia i tym podobne rzeczy najlepiej stosuje się na ludziach. Ale jaka zabawa jest jeśli człowiek jest przywiązany do łóżka? No właśnie! Nie ma żadnej zabawy. Nile niedawno opracowała całkiem nowe zaklęcie, które musiała wypróbować. Nie chciała tego robić na swojej ofierze, gdyż ta była już zbyt bardzo wyczerpana. Ogólnie to musiała ją zabić, a potem spalić ją ciało. To wszystko właśnie spowodowało, że dzisiejszej nocy wybrała się na polowanie. Chciała przetestować nowy czar oraz zdobyć nową ofiarę, którą mogłaby męczyć.
Już miała jedną na oku. Samotna kobieta siedząca pod drzewem. Czy ona naprawdę była tak głupia by nie wiedzieć, że tutaj nie przeżyje? Nie trzeba było długo czekać i kobieta była ogłuszona i zabrana do willi. Tam Nile zamknęła ją w celi, a sama wróciła do lasu by pobawić się zaklęciami.
Krzyk. To było pierwsze co rzuciło jej się w uszy. Bez większego zastanowienia pobiegła w tamtą stronę i uśmiechnęła się kącikami ust. W końcu krzyk ucichł, a ona wyszła ze swojego "ukrycia". Wyczarowała białe światło by ono oświetlało jej drogę. Spojrzała na ofiarę, a jej uśmiech się powiększył. Mężczyzna nie należał do osób starych ale nie należał do osób najmłodszych. Tak na oko to dałaby mu może ze ćwierć wieku.
- Starzejesz się wampirku - stwierdziła i odwróciła głowę by móc na niego spojrzeć.
[Mam nadzieję, że taki początek i długość Ci odpowiada :) ]
Nile
[Dzień dobry, przyniosłam wątek.]
OdpowiedzUsuńArystokracja może i była potężna, ale niewiele zdziałałaby jej potęga, gdyby wszystkie gorzkie tajemnice wyciekły poza Fanipal. Należało więc dbać o dyskrecję, a przede wszystkim kontrolować sytuację i przysłuchiwać się każdym, nawet najcichszym podszeptom ludzi. Jednak te cichutko wymieniane informacje mogli usłyszeć tylko ci, którzy zdobyli zaufanie śmiertelników. Dlatego właśnie Jack mieszkała między ludźmi – kręciła się po mieście, chodziła na zakupy, a czasem i do baru czy klubu.
Siedziała w zadymionym lokalu, powoli sącząc szkocką. I wbrew pozorom nie wyglądała na szpiega, który chłonie każdy szczegół, a potem przetwarza go, analizuje. Lekko przygarbiona, obserwująca szklankę ze znużeniem, postukująca co raz palcami o kontuar, przypominała raczej zmęczoną dniem, zwykłą, zapracowaną kobietę. Powoli przeczesała włosy ręką i wyprostowała się. Kości wydały charakterystyczny chrzęst. Powoli powiodła wzrokiem po obecnych i upiła kolejny łyk.
Zachód zbliżał się cierpliwie i z uporem. Widziała, że lokal stopniowo wyludnia się, ale nie miała co się śpieszyć. Zbyt wczesne rozpoczęcie również mogło sporo namieszać.
Bezpieczeństwo. To słowo dawno zagubiło się w jej słowniku. W tym mieście nic nie miało znaczenia. Alkoholik, strażnik, czasami nawet sam arystokrata mógł stać się ofiarą, jeżeli nie był dostatecznie uważny. Bo przecież kto przekona rozszalałą bestię, że osoba, na której właśnie zacisnął szczęki to jego przyjaciel, który mieszka w pokoju obok? Z pewnością nikt rozważny nie podjąłby się tego zadania.
OdpowiedzUsuńJack nie miała daru momentalnego rozróżniania ludzi od nieludzi, ale czasami potrafiła trafnie to ocenić. Nowo przybyły mężczyzna od początku nie wyglądał jej na śmiertelnika. Żaden z nich nie wszedłby tu z taką pewnością o tej porze. W każdym razie nie byłby to ktoś, kto potrafi ustać na nogach bez pomocy ściany. Albo był po prostu głupi, w co wątpiła.
Z drobnym uśmiechem przyglądała się, jak barman napełniał kieliszek mężczyzny.
– Ciężki dzień? – zapytała, nieznacznie unosząc brew. Przez moment patrzyła na mężczyznę, po czym zamówiła jeszcze raz to samo.
[Mogliby się nie lubić. Powód byłby całkiem prostym. Rozeszło się im o to, że Anthony pomylił Zoję ze zwykłą ofiarą i już miał ochotę doskoczyć jej do gardła, gdy zorientował się, że jest już "zajętą zabawką". Od tamtej pory prychają na siebie wzajemnie. On- bo nie może jej mieć, ona- bo dobrze o tym wie.
OdpowiedzUsuńMogą równie dobrze się nie znać i poznać dopiero w Willi, bądź w miasteczku. ]
Zoja
Kimkolwiek by nie był i jakichkolwiek zamiarów by nie miał, nie obawiała się specjalnie, że zostanie zaatakowana. Nie raz pazury wilkołaka czy wampirze kły miały być zwiastunem jej marnego końca. A jednak nadal oddychała. Powodów było kilka. Po pierwsze, strażników się nie zabija. To jak strzelenie samobója. Po drugie, nie była takim zwykłym człowieczkiem, ponadto bycie strażnikiem zobowiązywało do umiejętności samoobrony. Właściwie w pewnych momentach utraty życia wcale nie potraktowałaby jako tragedii.
OdpowiedzUsuń– Ładny odcień – mruknęła, wbijając wzrok w zawartość szklanki. – Być może wieczorne przedstawienie trochę umili egzystencję – dodała półszeptem, jakby opowiadała kawał z gatunku czarnego humoru. Ponownie zerknęła na zegarek. Zadziwiające, jak czas potrafi się wlec, kiedy się czeka. A ona czekała, chociaż nie miała pojęcia na co. Bo chociaż upora się z całą robotą, może nawet bardzo szybko, wróci do swojego domu, do miękkiego łóżka, nigdy nie poczuje tego spokoju, który czuli ludzie znacznie bardziej zagrożeni od niej.
[wampir z wampirem to się chyba dogada:D to może wątek?]
OdpowiedzUsuńPrimrose
[Ja to bym była zainteresowana Sarą - bardzo lubię spokojne, lekko naiwne i cieplutkie osoby, a do tego podoba mi się fakt delikatnego rozchwiania emocjonalnego. Nawet wysłałam już zgłoszenie. Chciałam się tylko spytać, czy Sara mimo swojej naiwności jest dość dojrzała w swoim zachowaniu, jak na swój wiek, czy idzie bardziej w stronę dziecinności? Planuję, oczywiście to jakoś zrównoważyć, ale wolałam spytać. No i chciałabym też wiedzieć, czy ich relacje są dość chłodne ze względu na ciężkie przerażenie dziewczyny, czy Sara próbuje ze wszystkich sił dać pozory normalności, czy wyjdzie to wszystko w praniu i za bardzo się przejmuję? :p]
OdpowiedzUsuń[Odpowiem Ci szczerze, że nie zdążyłam jeszcze tego przemyśleć. Myślę jednak, że Sara jest jednak dość dojrzała jak na swój wiek, choć momenty zupełnej infantylności też mogą się zdarzyć. Co do ich relacji... pozostawiam wybór Tobie.]
Usuń[ hmm, mówisz? XD Masz ochotę na wątek?]
OdpowiedzUsuń[W takim razie przestaję się tak przejmować i zgłaszam swoją gotowość do działania. Mogę nawet zacząć, tylko muszę się zorientować jak działa to miasteczko. Mają się gdzieś spotkać, czy na razie Sara ma siedzieć w domu i zamknąć się na wszystko, ze względu na przeżycia i chęć bycia posłuszną domatorką?]
OdpowiedzUsuń[ Mogą się z braku laku spotkać w "Alchemiku" w nocy. Ona nie będzie miała akurat zmiany i po prostu będzie jednym z gości...może ustawiać karty przy jednym ze stolików i od tak on ją jakoś spostrzeże :) Może być?]
OdpowiedzUsuń[Oczywiście, że odpowiada, nawet sama o tym pomyślałam. Tylko właśnie nie widziałam jak Ty się na to zapatrujesz. Dobrze, zatem zacznę snuć moje mądrości i zobaczymy jak mi to wyjdzie (: ]
OdpowiedzUsuńNaprawdę nie chciała wychodzić z domu, co oczywiście wzbudzało pewne wątpliwości u osób z najbliższego otoczenia - w końcu do tej pory była dość otwartą, przyjazną dziewczyną z sercem na dłoni. Jednak myśl, że miałaby spoglądać tym niczego nie świadomym istotom prosto w oczy i najzwyczajniej w świecie kłamać, że jest równie głupiutka w tej materii, jak oni, przyprawiało ją o koszmarny smutek i niechęć. Coś w niej zgasło i widać to było właśnie teraz, gdy siedziała na parapecie okna, z uporem maniaka odwracając się plecami do szyby.
Nie chciała patrzeć na zachodzące słońce, które próbowało przedrzeć się między niedomkniętymi żaluzjami. Odwracała wzrok, wbijając spojrzenie w ściany pokoju i splatając swoje dłonie, jakby nagle miało zrobić się bardzo zimno. Bała się mroku, bała się tego, co ze sobą niesie.
Nawet nie usłyszała, jak wampir staje w drzwiach. Po lekko zaskoczonym, zduszonym okrzyku, nastąpił blady uśmiech, jawiący się delikatnie na jej twarzy. Nie patrzyła na niego, bo mimo, że czuła lekką, paradoksalną ulgę, gdy się pojawiał, to nie mogła wyzbyć się tego, wiercącego dziurę w brzuchu, niepokoju.
[Witam. Może wątek? Albo jakikolwiek pomysł?]
OdpowiedzUsuń[Znowu... ja? XD PINGWINIE! musiałam przed chwilą dochodzić, kimże Ty jesteś, bo nie wiedziałam xD]
OdpowiedzUsuńDzisiejsza noc była pełna atrakcji, od zwłok znalezionych w porzuconej lisiej norze, aż po zatrucie się cyjankiem w "Alchemiku". Na całe szczęście Summer, która zdecydowała się mimo braku nocnej zmiany zajść do tego baru, nie zamawiała drinków i nawet nie zajrzała do karty. Znała ją doskonale, ale dopóki mogła nie ryzykowała picia tu alkoholu...czy też nieznanych nikomu trunków.
OdpowiedzUsuńSiedziała po prostu, na miejscu numer dwanaście ustawiając sobie wróżbę z czarnej talii kart.
Nogi odziane jedynie w krótkie spodenki spoczywały rozciągnięte pod stołem, a długie palce rąk zgrabnie przewracały kolejne karty.
Przybył nowy klient, ale nie zwróciła na niego większej uwagi, zbyt zajęta własną wróżoną przyszłością.
[ok...nie wyszło jak zamierzałam XD]
Czasami zależało jej na wszystkich innych nawet za bardzo. Możliwe, że właśnie dlatego huczały jej w głowie krzyki mordowanych i do tej pory czuła się tak cholernie bezradna. Może łatwiej byłoby pozwolić się zabić i nie mieć wyrzutów sumienia? A jednak, gdy zobaczyła wyciągniętą w swoją stronę dłoń, chwyciła ją. Ze strachu, z wdzięczności, z chęci życia. Do tej pory to ona była tą, która wyciąga pomocną dłoń. Może tym razem powinna po prostu skorzystać z namiastki normalności i nauczyć się tak żyć?
OdpowiedzUsuńCzasem, gdy chłodno kalkulowała swoją sytuację, dochodziła do wniosku, że jest chyba w najlepszej możliwej sytuacji. Potrafiła się nawet uśmiechnąć do siebie, by dodać sobie siły. Jednak gdy przychodziła noc, strach i wewnętrzne rozdarcie doprowadzało ją do płaczu.
Spojrzała na niego, jakby wyjście na spacer stanowiło niewypowiedzianą atrakcję. Uniosła lekko kąciki ust, zeskakując z parapetu. Przez chwilę wyglądała jeszcze jakby się wahała, jednak ostatecznie sięgnęła po ciepły sweter i wciągnęła go na siebie przez głowę, czochrając sobie przy tym nieco włosy.
-Dziękuję- odezwała się w końcu cichym, nieco niepewnym, ale i łagodnym głosem. Mogła się jedynie domyślać, że każdej nocy jej pan wychodzi, by pozbawić życia kilka bezbronnych dusz, ale pomijała ten temat milczeniem.
-Nawet nie uwierzy pan co ostatnio widziałam - zaczęła, a na samo wspomnienie zadrżała lekko.
[Chcemy! Jakieś pomysły ? ;>]
OdpowiedzUsuń[witam ja po wątek/powiązanie pytam ;)]
OdpowiedzUsuń- Że właśnie w tej chwili dosiądzie się do mnie jakiś odważny nieszczęśnik. - spojrzała na niego z pod gęstych rzęs. - I proszę o to jesteś. - uśmiechnęła się na sekundy zanim wróciła do beznamiętnej uwagi. Zebrała karty sprawnie je tasując i rozkładając ponownie w innej kolumnie. - Czego szukasz przy zajętym stoliku nieznajomy?
OdpowiedzUsuń[Witam, witam. Masz może chęci na wątek ze mną?]
OdpowiedzUsuńNiektórym wcale nie zależało na samej zawartości żył, a całej reszcie. Strach ofiary potrafił być niezwykle podniecający, a jej krzyki i desperacka ucieczka mogły wszystko podsycić. Nie musiała być wampirem, żeby to zauważyć. Zresztą, nie tylko te istoty pociągało coś takiego.
OdpowiedzUsuńSpojrzała wprost na niego. Na ustach zalśnił półuśmiech, a brwi powędrowały wysoko w górę, żeby za ułamek sekundy powrócić na swoje miejsce.
– Niech pomyślę... Kły, pazury, sztylety, krew, flaki, krzyki, jeszcze więcej krwi i flaków. Coś w tym guście. Bilety sprzedają ci z błękitną krwią, a my tylko sprzątamy – odparła, po czym dopiła alkohol. Picie raczej nie było wskazaną czynnością przed pracą, ale w masce gazowej i tak nie zwróciliby na to uwagi. Chyba że zaczęłaby chodzić zygzakiem.
[hmm sam zamysł jest nawet spoko i małżeństwem mogą tez być/byli/nadal są , lecz ona sie taka urodziła a jeśli chodzi o wiek to ma tak przeszło 500. ]
OdpowiedzUsuń[Jasne, że jest chęć i czas, a pomysł... Cóż, jak to zabójca, to zapewne i on dostarcza Iridian "rozrywki" w postaci szkielecików w lesie... Nie wiem, czy mogłoby być coś takiego, o ile naprawdę Anthony ma w tym swój udział, że Iridian przy pracy znajdzie coś, co wampir zgubił, najlepiej jeszcze, żeby to był jakiś niecodzienny przedmiot o niejasnym przeznaczeniu... Wtedy mogłyby wyjść dwie wersje, albo dziewczyna sama szuka właściciela, albo to Anthony bardzo chce odzyskać swoją własność. Nie wiem, czy to, co tu wypisuję ma jakiś sens...]
OdpowiedzUsuń[może być i tak - tylko zaczniemy to od czasów obecnych czy od chwili gdy sie spotkali etc.? Najlepiej od jakiegoś roku zacząć..]
OdpowiedzUsuń[a wszystko się znajdzie. motyw jest taki, że Sjęgniewa przechadzając się ulicami miasteczka, dostrzegłaby Andersona. no i mogłaby przysiąc, że skądś zna tą twarz. pośledziłaby go, może nawet napadła (chodzi o to, że ona cały czas próbuje sobie przypomnieć przeszłość, żeby jakoś spełnić tą swoją zemstę. tylko nie ma cholera żadnego punktu zaczepienia)]
OdpowiedzUsuń[będzie to trudne.. ale może i coś wyjdzie xD]
OdpowiedzUsuńRok 1706, Londyn, zima
- uważaj jak jeździsz - krzyknęła lekko podirytowana na woźnice. Tutejsze brukowane ulice były beznadziejne. Nie dość że wszędzie dziury, to jeszcze panował tu smród nie do opisania. Nie tak wyobrażała sobie życie w tym mieście. Było już późno albo i dosyć wcześnie, zależy od punktu widzenia. Musiała się spieszyć, a wracała z bankietu z dosyć odległego miejsca za miastem.
- szybciej do cholery - warknęła przez małe okienko w karocy.
[to straszne jest... nie bić.]
Niecierpliwiła się. Czuła jak boli ja całe ciało a oczy zaczynają piec, gdy tylko próbowała coś dotrzeć przez firanki. Mieli wyruszać godzinę temu, ale w pojeździe pękła oś.
OdpowiedzUsuńMyślała, że nie wytrzyma i zabije. Ot tak. Z czystej złości. Dlatego tez musiała czekać aż wyprzęgną ich konie i zmienią.
Przysypiała już, gdy poczuła, że zjeżdżają główna droga w jeden z mniejszych uliczek. Jeszcze trochę. Nie długo będą na miejscu.
Nagle karoca sie zatrzymała. Otępiała otworzyła okienko by ponownie zrugać woźnice, ale ujrzała swojego narzeczonego. Zbladła trochę widząc jego minę.
OdpowiedzUsuń- Anthony... - zaczęła, ale zamilkła gdyż uświadomiła sobie, ze pewnie to godzina zwłoki była spowodowana tym, ze a nuż ma kochanka na boku. Zagryzła wargi. Gdy tylko podjechał, skryła sie w cieniu milcząc zawzięcie.
- ale panie mój.. - zaczął bez składu i ładu, gdy ruszyli - mieliśmy pewne problemy przed wyruszeniem... - słyszała ich rozmowę jak przez mgłę. Ta jazda ja już wykończała i nawet nie miała siły by sie spierać lub rozmawiać. Ponownie zaczęła drzemać.
OdpowiedzUsuńPo kilkunastu minutach byli na miejscu. Nareszcie. Zabrała suknie w jedna rękę i czekała aż otworzą drzwiczki i podłożą stópkę.
[Witam, witam. Problem jest taki, że znajdzie się wszystko prócz pomysłu, przynajmniej na chwilę obecną. Wykombinuję coś najprawdopodobniej jutro. Gdybyś jednak miała jakiś zarys wątku... Ja jestem chętna na wszystko, o ;).]
OdpowiedzUsuń[Chyba że wyślemy ich do lasu. Wiesz, przypadkowe spotkanie, już mają odejść, gdy nagle coś ich atakuje.]
OdpowiedzUsuńPowoli pokiwała głową, bardziej do siebie niż do niego.
OdpowiedzUsuń– Dobrze więc. Załatwię wejście. Stary teatr, dziewiętnasta. Niech pan pamięta, że na spektakle nie przynosimy jedzenia, panie...? – uśmiechnęła się nikle, ponownie na niego spoglądając.
Sama również nie była fanką tych widowisk. Ot, "utalentowani" arystokraci wymyślali scenariusze, w które można wcisnąć jak najwięcej przemocy, najlepiej połączonej z erotyką, a zniewoleni, zdezorientowani ludzie brali w nich udział jako amatorzy, zawsze grając ofiary. Cóż, pewnym było, że więcej doświadczenia w tej dziedzinie nie zdążą nabrać. A szkoda. Niektórzy tak przekonująco błagali o litość... W każdym razie, pewnie i Kern nie brałaby w tym udziału, gdyby nie walające się po scenie flaki.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPodtrzymała sie wyciągniętej ręki.
OdpowiedzUsuń- przepraszam kochany. Nie lubię sie spóźniać. Wiesz przecież o tym. - powiedziała cicho, wpatrzona w jego oczy. - ale wiesz, ze musiałam iść na to spotkanie. Było już odwlekane tyle razy... - wtuliła sie w niego nie przejmując sie obyczajami lub konwenansami. - kocham cię - mruknęła bardzo cicho - przyjdź do mych pokojów.. później. - ponownie popatrzyła mu w oczy. Puściła jego dłoń i odwróciła sie by odejść.
[- chyba wiem.. co możemy dać jako powód pośredni odejścia ^^
- wtedy używała takich danych: Eliza Brown ]
Może to dziwne, ale naprawdę nie chciała się go bać. Ostatnio widziała tyle dziwnych rzeczy, że Anthony wydawał się być przyjemnym osobnikiem. No i troszczył się o nią, będąc na swój sposób chłodny w obyciu. Ale nie przeszkadzało jej to. Liczyło się dla niej, że nic jej nie grozi i to, że jej pan poświęca jej swoją uwagę. Być dla kogoś użytecznym wydawało się jej bardzo przyjemne w tym momencie, bo nie sądziła żeby awansowała do rangi kogoś ważnego. Na razie była pewnie przydatna.
OdpowiedzUsuńNie chciała się go bać, ale mimo wszystko dawały o sobie znać drobne oznaki niepokoju takie jak drżenie ciała i głosu, niepewność i ostrożność w doborze słów. W takich chwilach, gdy trzymał jej dłoń, spoglądał z uwagą i wykazywał dobrą wolę, czuła się naprawdę dobrze, można by rzec, prawie normalnie.
-Widziałam mężczyznę, którego ktoś przywiązał linkami za ręce i szyję do budynku. I zrobiło mi się strasznie przykro, bo bardzo go bolało. Ale nie to było najstraszniejsze... -urwała, wlepiając w niego swoje błyszczące, szare oczy i zaciskając lekko swoją dłoń, na jego.
-Te linki przecięły mu skórę, a on zaczął krzyczeć i zaytkać uszy. Odcinał sobie skórę nożem i wyglądało jakby nic nie bolało go fizycznie, a nie mógł wytrzymać mentalnie. To było straszne... -zakończyła, robiąc się blada jak ściana na myśl o tej całej krwi.
Odwróciła od niego wzrok, jakby właśnie opowiadała największe pierdoły na świecie. Wiał lekki, nocy wiatr, który poruszał jej blond włosami. Tak, noc była ładna, dopóki Anthony był w pobliżu.
Rozłożyła kolejny układ wróżebnych kart, przewracając jedną po drugiej i sprawdzając.
OdpowiedzUsuń- Gdybym była wróżką, odczytałabym to jako... - pokazała na pazia i dwie damy - nieśmiertelne istnienie... - spojrzała na niego ukradkiem i uśmiechnęła się kącikiem ust. - ale gdybym miała zgadywać...powiedziałabym, że przywiała cię tu nuda i poszukiwanie czegoś, czego nie umiesz znaleźć...Mam rację? Czy jestem kiepską wróżką i muszę pooddawać pieniądze poprzednim klientom? - zażartowała, choć nadal trzymała dystans do tego osobnika. Nie spoufalała się z każdym...Wyjątki były nieliczne. - Jak ci na imię? - zapytała przewracając dalej czarne karty.
[One Direction nie słuchałam. Dużo tracę?
OdpowiedzUsuńZacznę, jeśli powiesz mi, jak ten amulet wygląda. Właśnie chodziło mi o coś takiego, bo Iridian raczej samo z siebie nie przyszłoby do głowy jego zastosowanie, skoro jej ten problem nie dotyczy.]
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPosłała mu jeszcze buziaczka na schodach, które szybko przemieściła wchodząc do holu z chwila, gdy padły pierwsze promienie.
OdpowiedzUsuńUff.. to było trochę ryzykowne. Czasem zapominała, że była wampirem. Zbyt długo odstawiała szopkę szczęśliwej rodzinki. Co ciekawe była szczęśliwa w tym związku gdyby nie... ciągły głód. Wiedziała też, ze prędzej czy później szczęście się skończy. Oby później
Przemierzała szybkim krokiem do swego pokoju. Będzie musiała zaryzykować nocne wyjście. Od dawna nie miała nic w ustach. Jej zwykłe opanowanie zaczęło ja zawodzić a starała się nie żerować na mieszkańcach zamku. Wystarczyło, że słyszała ich szepty o niej samej. Udawała, że nie słyszy jak służba mówiła że jest podła wiedźma. Bo któż normalny posiada białe, lśniące włosy.
[ekhmm np. no więc nasz kochany narzeczony przyłapie ja na nocnym szwendaniu, zobaczy jej prawdziwy obrazek. przerazi sie na tyle, ze będzie próbował zwiać z domu i pojedzie do wuja by odpocząć od całego "przedstawienia" i dopiero wtedy nam zniknie... ]
Zadarła głowę nieco w górę, żeby spojrzeć na niego kątem oka. Wydawał się być obojętny i niebywale chłodny, a jednak szła teraz obok niego, czując się w pewnym sensie oddzielona szybą od otaczającego ją świata. Za bezpieczną szybą, zza której mogła wszystko obserwować, nie mogąc i nie bardzo chcąc angażować się w to wszystko. Znikła z życia miasteczka, nie wyobrażając sobie jak mogłaby normalnie spotykać ludzi i uśmiechać się do nich. Najbardziej bolało ją jednak, że nie może do nikogo wyciągnąć pomocnej dłoni. Takie bezpieczeństwo miało swoje plusy i minusy. Nie, nie czuła się jak w więzieniu, choć momentami smutny wyraz jej buzi mógł wskazywać na coś innego. Przyglądała się mu chwilę, bez zbytniej upierdliwości w spojrzeniu.
OdpowiedzUsuń-Czemu nie umarłam? - spytała cicho, choć wobec otaczającego ich mroku i ciszy pytanie wydawało się wypowiedziane i tak za głośno. Często zadawała je sobie, nie mogąc znaleźć na to odpowiedzi. Traktował ją z chłodnym dystansem, potrafiąc jednocześnie delikatnie trzymać jej dłoń. Wzbudzał lekki niepokój, choć wiedziała, że nic jej nie grozi. Mówił głosem bez emocji, ale słowa wskazywały na rzeczywistą chęć zapewnienia jej normalności i spokoju.
Od dziwnej bladości, kolor jej skóry przeszedł w lekki rumieniec na policzkach, jakby wstydziła się wypowiedzenia tego pytania na głos. Jednocześnie przygryzła lekko dolną wargę, obiecując sobie, że gdy tylko otrzyma odpowiedź na to pytanie, podziękuje mu, czego jeszcze nigdy nie zrobiła. Nie spodziewała się żadnej konkretnej - odpowiedź mogła równie dobrze brzmieć "bo tak", jak i "bo było mi żal takiej bezradnej duszy".
Złożyła karty jednym zgrabnym ruchem, a potem schowała je do kieszeni spodenek, poprawiając się przy tym na krześle.
OdpowiedzUsuń- Summer. - odpowiedziała, mimo że nie pytał o jej imię. I tak by się jakoś dowiedział jak się nazywa...a ukrywanie tego to bez sens.
Przymknęła oczy. - Ja też nie wierzę w przepowiadanie przyszłości, a bawię się w to, bo nic innego nie mam do roboty. - spojrzałam na niego. Nie spodziewał się. - Jestem telepatką...mała rada: Zamykaj umysł przed nieproszonymi gośćmi...bo to może się okazać niebezpieczne.
Wykonała szybki ruch głową na znak, że przyjęła do wiadomości.
OdpowiedzUsuń– Dla strażnika, którego tacy jak wy mogą zgnieść butem, każdy musi być panem, Anthony – odparła bez nuty pretensji. Nie czuła się przez to gorsza, nawet jeżeli czasem była tak traktowana. Takie po prostu były wymagania, a swoje zdanie na ten temat musiała zachować dla siebie. Wręczyła banknoty barmanowi, zwinnie zeskoczyła z krzesła i już jej nie było.
Pogoda była całkiem urocza. Drobny deszczyk uparcie stukał o dachy i parapety, lodowaty wiatr biczował po twarzy, światła latarni lśniły mętnie. Stała obok wejścia, wpatrzona w mrok kłębiący się w węższych uliczkach i zaułkach. Ofiary żywe i te nieco mniej miały już swoje miejsca, a że kręcenie się po wnętrzu wśród kolorowych panów i panien nie bardzo jej odpowiadało, pojawiła się trochę przed czasem.
[ to się na zamku dzieję, tak? się tylko upewniam ;)]
OdpowiedzUsuńSzybko doszła do swoich komnat. Wezwała pokojową i kąpielową, które się zjawiły u niej po kilku minutach, by pomóc przy toalecie.
- pani... kąpiel gotowa.
- już idę - odrzekła słodko - tę fiołkowa, Mary - poleciła gdy młoda kobieta pokazała jej dwie domowe, zwykłe suknie. Odwróciła sie by przejść za parawan i weszła do rozkosznej bali, wypełnionej parującą wodą. Ponownie zatopiła sie we wspomnieniach. Tych dawnych i tych obecnych. Wygodniej sie oparła.
Za miesiąc mieli się pobrać po 2 latach narzeczeństwa. Szczerze mówiąc wolała wcześniej, ale taki jej dała wymógł hrabina. Wszystko było ustalone, goście, jej suknia, uczta. Nawet duchowny. I tu sie skrzywiła. Nie żeby miała coś do świętości. Nie interesowało ja to ani tym bardziej nie bala się świętości. Skrzętnie udawała wierna i praktykującą w duchu zżymając sie jednak, że Bóg i tak ma ja w dupie. Westchnęła ciężko zwracając na siebie uwagę służby.
- pani?
- ręcznik.... - rzuciła z takim chłodem, że aż ta sie wzdrygnęła na jej ton wypowiedzi. Wstała z miejsca, poczekała aż woda ścieknie z jej ciała i wtedy wyszła. Pozwoliła sie owinąć i wtedy też doszedł do jej zmysłów tłumiony zapach. Zmrużyła oczy czujnie przypatrując aż w końcu dostrzegła niewielkie skaleczenie na palcu dziewczyny. Wykonała szybki ruch podnosząc jej rękę. Zaskoczona dziewczyna pisnęła.
- paskudne skaleczenie .. trzeba to opatrzyć.. - zaszumiało jej w uszach i wbrew zwykle stosowanej ostrożności nie mogła przestać myśleć od tej czerwieni. Bez namysłu praktycznie rzecz biorąc rzuciła się jej do gardła. Dziewczyna krzyknęła cicho, ale zamilkła równie szybko, gdy ja uciszyła.
[btw. zapomniałam napisać, że to późne popołudnie i wracała z bawialni..]
UsuńAkurat dramatyzmu w swoim życiu miała po dziurki w nosie i byłaby wdzięczna, gdyby jej kłopoty kończyły się na tym, że zadurzyła się w niewłaściwym człowieku, który nawet na nią nie spojrzy, albo, że musi znosić czyjeś upierdliwe zaloty. Zadała to pytanie z czystego zainteresowania sensem własnej egzystencji. O ile miała ona w ogóle jakiś sens.
OdpowiedzUsuńJego reakcja przyprawiła ją o potężne poczucie winy, chociaż cisnęło się jej na usta zwykłe: "najlepiej prawdę". Milczała jednak, odwróciwszy wzrok w geście pokory i niejakiego zawstydzenia. Chciała wiedzieć, czy ulitował się nad nią, bo była tak żałosnym stworzeniem, że nawet do grobu się nie nadawała. Od śmierci swoich bliskich czuła się z dnia na dzień coraz mniej warta. Jakby jej emocje i ginący spokój ducha, za którym tak tęskniła powodowały utratę świadomości o własnej wartości. Nie czuła się silna, nie czuła się bystra i mądra, jak to miało miejsce w liceum, nie czuła się wartościowa. A fakt, że Anthony się na nią denerwował, powodował, że jeszcze bardziej kuliła się w sobie.
-Nie będę już nigdy pytać, przepraszam - szepnęła, wbijając wzrok w ziemię i nie podnosząc go dłuższą chwilę.
-Dziękuję panu - dodała, nadal trzymając głowę opuszczoną, jakby chciała się schować przed jego zirytowanym wzrokiem za zasłoną z włosów. Zawsze z pokorą przyjmowała to, co życie dla niej przygotowywało, więc i teraz, gdy zagryzała wargi żeby nie uronić łzy, wiedziała, że będzie musiała nauczyć się żyć ze świadomością, że zanim ujrzy w jego oczach chociaż jedną pozytywną iskierkę minie sporo czasu. O szacunku nawet nie marzyła.
Przepływ krwi powoli się zmniejszał a mimo to dalej zachłannie piła. Dopiero trzask szybko zamykanych drzwi i szybki tupot cichnących stóp powiedział jej, ze została "przyłapana".
OdpowiedzUsuńOtrzeźwiała na tyle by trzymana dziewczyna wysunęła z jej rak.
- Anthony... - zdoła wyszeptać, nim spłynęła jej jedyna łza żalu. Zamrugała parokrotnie próbując powstrzymać cisnące się łzy. Chciała coś zrobić, ale było już za późno. Na podwórzu usłyszała okrzyki oburzenia a także szybki tętent kopyt. Odjechał.
Popatrzyła na to za okien z bolącym sercem. Przepadł on.. oraz to, że wraz z nim jedyne szczęście. Stała sztywno przy tym oknie nawet wtedy, gdy nie było po nim śladu. Wytarła i łzy i krew z ust i popatrzyła na ledwo dychającą z ciężkim westchnieniem. Wzięła na ręce i wyniosła z komnaty kierując sie do pokojów służby.
[ powoli sie nam kończy więc przeskoczymy te 300 lat ;)]
OdpowiedzUsuńMijały dni. Posłaniec przyniósł list, gdzie aktualnie przebywał Anthony. Czuła się lepiej gdy wiedziała, ze jest bezpieczny i miał wrócić za parę dni. Ale dni mijały a on nie przybył. Gryzła sie tym, co było tym dziwne że sama się zdziwiła. Zakochać się w śmiertelniku. Jej rodzice by uznali to za świetny żart przy kolacji, ale udało jej sie wyrwać z rodzinnego gniazda na jakiś czas.
Dzień za dniem mijał, potem miesiące aż w końcu uznano, ze umarł. Co w pewnym sensie i tak było. Była smutna, ale najbardziej boleli jego rodzice. Ukradkiem widziała ich spojrzenia wysyłane w jej stronę. Spuszczała wtedy wzrok na zaciśniętych dłoniach.
Mimo tego, ze sie z nia nie zgadzali, chciała go poszukać. I pewnej nocy, gdy wszyscy smacznie spali, spakowała potrzebne rzeczy, wzięła konia i wyjechała...
~Czasy współczesne. Nocny Klub, obecne miasto.~
Dziwnie to zabrzmi ale zachowała ich zaręczynowy pierścionek. Głupie ale miała do niego sentyment no i podobał jej się.
- pospiesz się!! Za chwilę śpiewasz..
- idę już.... - odkrzyknęła i popatrzyła raz jeszcze na swe odbicie w lustrze, by sprawdzić detale.
Luźny kok w porządku, obcisły spodnie i top bez pleców.. to rozkosz po wiekach wbijanie się w przeróżne dziwne ciuchy. Chociaż gorsety były nawet nawet. I tak nie oddychała.
OdpowiedzUsuńPrzechodząc z uśmiechem na ustach słyszała gwizdy i szepty.
- witajcie kochani na kolejnej sesji muzycznej. Dobrze się bawicie? - usłyszał podwyższone rozmowy - barman - krzyknęła na człowieczka - darmowe drinki dla klubowiczów. I dwie kolejki dla Vipów.
Odmachał jej. Sprawdziła mikrofon i poczekała na podkład i zaczęła.
Sara wiele razy zastanawiała się, jak to właściwie ma wyglądać. Na razie jest w porządku, ma schronienie, a Anthony kogoś, kto bezwarunkowo go słucha, mimo, że czasem zdarzy się uronić łzę, ewentualnie siedemdziesiąt. Nie mogła nic poradzić na to, że całe życie układała sobie cegiełka po cegiełce, planując wszystko, przykładając się do nauki i żyjąc najspokojniej i najmniej wymagająco jak tylko się dało. Nie brała od życia garściami, szarpiąc jego strukturę.
OdpowiedzUsuńA za rok? Dwa? Pięć? Kto wie, może nie będzie jej już dane stąpać po tej ziemi, ale jakoś nie wyobrażała sobie, by miała przy Anthonym stawać się dorosłą kobietą, taką, jaką zawsze chciała być - dobrą, spokojną i ciepłą. Nie żądającą wiele, a dużo od siebie dającą.
Spojrzała na niego, niemal rozmywając się w strugach deszczu. Czy powinna nauczyć się być dokładnie taka jak on, by łatwiej się mu z nią żyło? Wiedziała, że powinna odrzucić huśtawki emocjonalne i zrobić wszystko, by być tą dawną sobą - emanującą spokojem. Ale chyba nigdy nie nauczy się zionąć chłodem na wszystkie strony.
Burzy się nie bała - pioruny rozświetlały każdy mroczny zakamarek na ułamki sekund. Przerywały na krótką chwilkę całą ciemność i Sara chciała by już tak zostało. Uśmiechnęła się lekko do siebie, unosząc głowę nieco wyżej. Krople deszczu spływały po jasnej buzi, omijając przyklejone do policzków mokre włosy. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu poczuła się nawet dobrze.
-Dzisiaj niebo płacze zamiast mnie - powiedziała cicho, wystawiając dłonie, by nabrać w nie odrobinę deszczu, który i tak przeciekał przez palce. Jej głos został zdominowany przez odgłosy grzmotów, a w jej policzkach pojawiły się delikatne dołeczki wywołane uśmiechem ulgi. Jakby deszcz miał jej pomóc w zmyciu całego żalu jaki w sobie trzymała.
Ledwo skończyła a rozległy się bisy. Wobec tego wzięła od jednego perkusisty swoje skrzypce i zaczęła grać jakąś rzewna melodyjkę. Po jakimś czasie stwierdziła, ze ma dość i poszła na przerwę, kierując sie do barmana.
OdpowiedzUsuń- dzięki Ather.. - odpowiedział
- nie czadź mi tu i podaj mi burbona z arszenikiem. I podwójny, Tom.
- który to już ... ?
- bo ja wiem? Nalej mi a nie mi tu marudzisz jak mój stary ojciec, który z łaski swej znowu mi truje.
Zachichotał w odpowiedzi.
Wzięła do ręki przygotowanego drinka i odwróciła się tyłem o bar. Wsparta tak sączyła płyn jednocześnie przeglądając tłumy na swą przekąskę. Po pilnym baczeniu dojrzała dwóch młodych napalonych facecików, którzy jakby przyciągani, podeszli do niej z głupkowatym uśmiechem.
OdpowiedzUsuń- niezły występ..
- drobiazg.
- może chcesz kolejny.. - zapytał kładąc jej dłoń na udzie i przesunął do góry.
- zastanowię sie. - upiła łyk patrząc na nich błyszczącym wzrokiem. Używając hipnozy, dopiero wtedy poczuła, że jest obserwowana, ale udała że tego nie dostrzega. - no chłopaki, wyjdźcie z baru i wyjdźcie za próg. Macie tam czekać.
Starała się ukrywać łzy, mając ich dość i czekając, aż jej oczy wyschną zupełnie, nie lubiąc czuć się jak ostatnia ofiara losu, chcąc być silna i nie potrafiąc, bojąc się i nie chcąc się bać jednocześnie. I była wdzięczna Anthony'emu za to, że milczał na ten temat. Oczywiście, rozpaczliwie potrzebowała też kogoś, kto byłby w stanie położyć jej rękę na ramieniu i pogłaskać po głowie, dając tym samym wsparcie, ale wiedziała, że nie może tego oczekiwać. Dlatego właśnie cieszyła się, gdy chociaż trzymał jej dłoń.
OdpowiedzUsuńStarała się wyłapywać wszelakie niuanse i zmiany w jego głosie, spojrzeniu, czy gestach, ale rzadko kiedy się jej to udawało. Jednak sam fakt, że ją uratował, że z nią wytrzymywał, że robił dla niej bardzo dużo jak na swoje społeczne i emocjonalne możliwości, był pocieszający. I doceniała to. Momentami nawet łapała się na tym, że po prostu w niego wierzyła.
Skierowała spojrzenie na niego i kiwnęła leciutko głową, bez problemu dając się prowadzić szybciej w stronę domu. Zmrużyła lekko oczy, wraz z delikatnym uniesieniem kącików ust i ścisnęła mocniej jego dłoń. Tak drobne rzeczy potrafiły niemal uleczyć popękaną, drobną duszę, bo pozostawały niezmienne. Tego nikt nie mógł jej zabrać. Poza tym, Sara nie tylko patrzyła - umiała też widzieć piękno w tak absurdalnych rzeczach jak trzy krople wody, kapiące właśnie z jej przemoczonego rękawa.
-Pan jest zdziwiony moim uśmiechem - zauważyła, drepcząc z nim i starając się dotrzymać kroku. Co chwilę odgarniała z twarzy mokre kosmyki włosów, które uparcie przyklejały się do czoła, skroni i policzków.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDopiła drinka zabierając zostawiona wcześniej swa kurtkę i skierowała sie do drzwi ku niezadowoleniu gości.
OdpowiedzUsuń- tak wiem.. jutro tez jest noc, ale wiecie jakie sa prawa w Willi. - przekręciła oczami. Wykonała znak i gdy była już w drzwiach praktycznie w tym samym czasie stłoczyła sie z kimś. Otworzyła usta by rzucić coś ciętego, ale jak tylko popatrzyła mu w oczy... zapomniała co ma powiedzieć z jawnego szoku i niedowierzania że o to stoi przed nią.
- to ty... - szepnęła, ale po tym chwilowym okazaniu emocji jej twarz przybrała maskę i spróbowała go ominąć
[dop.]
Usuń- albo jest już bardzo późno albo wypiłam za dużo i miewam teraz omamy - mruknęła pod nosem.
[Aha, zatem po zmroku zwykły kawałek blaszki...]
OdpowiedzUsuńZiemia i lasy wokół Fanipal stanowiły naprawdę bogate źródło znalezisk. Nawet, jak pewnego wieczora z niejaką goryczą stwierdziła Iridian, zbyt bogate. W gąszczu rozmaitych, stosunkowo świeżych rupieci ginęły znacznie rzadsze, cenne przedmioty. Zwłaszcza, kiedy zmysły działały jak doskonały wykrywacz metali, skaner gęstości i coś jeszcze, co w tym przypadku raczej zacierało obraz.
Dziewczyna z rosnącą rezygnacją przemierzała las szybkim marszem, metalowa stopa niechętnie kopnęła zgniecioną puszkę po piwie. Ciągle to samo. Szmelc.
Ścieżka rozdzielała się, główny trakt odbijał w prawo, lewa odnoga była kręta i w znacznym stopniu zarośnięta mchem. Iridian wybrała prawą stronę.
Najpierw zauważyła lekko uszkodzoną korę jednej z sosen. W jednym miejscu była starta, zbyt silnie jak na przechodzące obok albo ocierające się zwierzę. Potem pojawiły się ślady stóp na ścieżce, wilgotna ziemia nierówno się zapadła pod czyimś szybki, nierównym krokiem. W końcu w powietrzu dała się wyczuć nutka nieprzyjemnej, metalicznej woni. Ślady zboczyły ze ścieżki.
Krew, pomyślała Iridian, jakby wbrew sobie podążając za wonią. Ze wzrostu jej intensywności mogła oceniać malejący dystans do jej źródła. Nie podobało jej się to, ale przedzierała się przez krzewy, pokryte nocną rosą. Ślady na mchu urywały się nad skrajem niewysokiego ustępu, ziemia wyglądała na świeżo obsuniętą, cokolwiek tu się działo, musiało mieć miejsce co najwyżej poprzedniej nocy.
-Do diabła -syknęła dziewczyna z niesmakiem, zaglądając poza krawędź uskoku. Na dole, częściowo przysypane piaskiem, spoczywały blade zwłoki mężczyzny. Prawa ręka zastygła uniesiona, dłoń była kurczowo zaciśnięta. Pomiędzy palcami coś połyskiwało...
***
Na stole piętrzył się rosnący stos książek, notatek i szkiców. Nieszczęsny amulet, owalna blaszka ze stopu metali nie mającego szczególnie oszałamiającej wartości, spoczywała na kawałku bibuły. Godziny płynęły, a sens znaleziska wcale nie wydawał się bardziej oczywisty.
To była własność nieboszczyka z lasu, której strzegł, czy może zabrał wisiorek komuś, z kim walczył? Co właściwie się stało? I czy w ogóle powinna stawiać sobie takie pytania?
Iridian znów spojrzała na amulet, potem na szkice, przedstawiające noszone w obecnych czasach najpopularniejsze talizmany. Nie znalazła nic podobnego, tu nie było żadnych symboli mających zapewniać pomyślność albo odegnać nieszczęście, żadnych atrybutów mitycznych bóstw ani run. Medalik był obustronnie gładki. Chyba...
Metal zalśnił w pierwszych promieniach słońca, wpadających przez nieosłonięte okna. Iridian miała wrażenie, że światło ujawnia niewidoczne wcześniej rysy. Zaskoczona, uniosła łańcuszek, chcąc z bliska przyjrzeć się owalnej blaszce.
Niesamowite, jęknęła w duchu, widząc rysujące się jakby pod działaniem niewidocznej dłoni zawiłe wzory. Teraz nie miała już wątpliwości. Ten przedmiot był cenny z powodu nadnaturalnych właściwości, jakiekolwiek by one nie były.
Czy w takim razie nie powinien trafić we właściwe ręce? Właściciel... Jeśli to był ten z lasu, nagła tragiczna śmierć uniemożliwiała mu odzyskanie przedmiotu. Jeśli miał rodzinę... Albo chodziło o osobnika, z którym walczył...
Iridian zaklęła pod nosem i przeszła do biurka w kącie niewielkiego pokoju. Uruchomiła komputer, sprawdziła zapas papieru do drukarki. Podczas, kiedy urządzenie budziło się do życia, dziewczyna układała w głowie treść ogłoszenia o znalezisku.
Dlaczego nie mogła natrafić na zwyczajny szmelc, który co najwyżej z lekkim żalem odłożyłaby na półkę, jako kolejny eksponat do rosnącej kolekcji obiektów nie posiadających wartości historycznej?
Kilkanaście minut później wiele egzemplarzy ogłoszenia ze skanem dość dokładnego szkicu amuletu zawisło w widocznych miejscach w mieście.
[Bardzo bardzo bardzo chcę wątek z tym panem! :) Powiedz mi tylko, masz jakiś pomysł, czy sama muszę coś wykombinować?]
OdpowiedzUsuńSpojrzała na niego i natknęła się na jego wzrok.
OdpowiedzUsuń- Nie pijam tu. - rzuciła lekko, na więcej wyjaśnień nie mając ochoty. - Mogę ci jedynie podpowiedzieć: uśmiechnij się do tamtej barmanki a ten drink może nie będzie twoim ostatnim. - mrugnęła przekazując mu tę wiadomość.
Zaczęła skrobać sobie czarny lakier z paznokci, bo nie wiedziała co jeszcze mogłaby robić. Nie pracowała, nie miała ochoty na nie kontrolę swojego wewnętrznego ja.
Westchnęła. Może gdzieś w mieście jest jakaś impreza? Było by fajnie móc pobawić się w czyimś towarzystwie...a skoro ten mężczyzna zdecydował się usiąść obok niej... Ułożyła nogi na krześle w siadzie tureckim.
Prawda była taka, że nie bardzo wiedziała jak miałaby się do niego zwracać, więc wolała bezpieczniejszą dla niej wersję. Mimo, że pod względem aparycji nie wydawał się być dużo starszy od niej samej, to nie miała bladego pojęcia ile taki wampir może mieć właściwie lat.
OdpowiedzUsuńKiwnęła delikatnie głową, choć będzie musiała się pilnować by w odruchu nie podnosić Anthony'emu ciśnienia.
-Więc czas najwyższy nadrobić zaległości- uśmiechnęła się lekko pod nosem. Rzadko kiedy chorowała, więc nawet jej do głowy nie przyszła wizja ewentualnej anginy, czy czegoś równie dla niej absurdalnego. Fakt faktem, że i tak niebywale rzadko wychodziła z domu, a chorując przynajmniej miałaby dobrą wymówkę przed Katią, która zaczynała jej zawracać tyłek by dowiedzieć się, co się z Sarą przez ostatni miesiąc właściwie działo. A Sara chciała po prostu zniknąć.
Spojrzała na niego dużymi, niemal zaciekawionymi oczami, unosząc przy tym nieco głowę w górę. Cóż, była nieduża i jakoś niespecjalnie jej to przeszkadzało. Jednak nie spodziewała się takiego gestu z jego strony. Po kilku sekundach uśmiechnęła się ciepło i, ściskając go mocniej za dłoń, przytuliła policzek do jego ramienia.
-Mogłabym jutro spędzić trochę czasu w antykwariacie?- spytała po chwili, mając nadzieję na zgarnięcie paru książek do domu i na niechorowanie. Zabawne, pomyślała, jak życie rzuca nami tak zgrabnie, że potrafimy w tak krótkim czasie nazwać nowe miejsce domem.
Prychnęła pod nosem.
OdpowiedzUsuń- wobec czego nie ma o czym rozmawiać - wzruszyła ramionami - z reszta .. nawet gdybym miała coś powiedzieć to i tak ani nie zrozumiesz ani nie będziesz tego słuchał. Wobec tego zaoszczędę tobie tej wątpiliwej przyjemności - wyminęła go w końcu - bywaj więc - machnęła ręką a ścieżka, która szła stała sie pusta.
[dop.]
UsuńPrzemieszczała sie w dosyć szybkim tempie. Euforia alkoholowa zaczynała opadać i jako tako uspokojona, weszła w końcu do posiadłości. Jeszcze tylko prysznic, zmiana ciuchów i udała sie na spoczynek.
Nie spała zreszta zbyt dobrze, gdyz obudził ja telefon. Zirytowana właczyła, wysłuchała komunikat, a potem cisnęła na szafke gdzie leżał. Ponownie zasnęła.
[Jako, że wcześniej nie miałem okazji prowadzić wątku, to zaczepię. P.S. Prosimy też o czepianie nowych.]
OdpowiedzUsuńLeżał na stoliku, przypatrując się lampce, świecącej mu w twarz. I pomyśleć, że to właśnie tak ogromnie działa na "przestępców". Kto w ogóle wymyślił, że w Fanipal musi działać policja. Tak, tak. Więcej miejsc pracy, komfort mieszkańców. Ale po cholerę wydawać kolejne pieniądze na darmozjadów, którzy siedzą do wieczora przed komputerami, udając że cokolwiek robią. Nie lepiej zastąpić ich trzema ludźmi, a nie żywić cały komisariat. Może resztę podstawić. Wielu by się znalazło takich, którzy chcieliby zająć się takimi sprawami. Ot np. łapówkarstwo bardzo pociągająca rzecz. W końcu blisko Rosjan. Albo klatki i zamknięcia... Różne to można spotkać zabawy. Idealne miejsce na handel narkotykami.
Ciche westchnięcie.
- Czy nie lepiej po prosu zacząć gadać? Zaoszczędzisz czasu i mnie i sobie - odezwał się gruby jegomość w paskudnie brudnym i tłustym mundurze.
Brak poszanowania. Tym razem To Czterdzieści Cztery westchnął przeciągle. Był jego przeciwieństwem. Mundur perfekcyjny, zawsze pedantycznie doczyszczony. Wszystko zapięte na ostatni guzik, a przesłuchania odbywają się całkiem inaczej. A ta postawa, zmęczenie tak krótkim życiem i ciągłą konsumpcją... Godna pożałowania.
Zaśmiał się pod nosem. O ironio! Musiałaś dopaść właśnie w takim momencie?!
- Błąd. Ja mam czasu wiele. Ale na ten przykład ty masz go niezbyt dużo. Naciesz się nim i zapamiętaj kilka krótkich słów. Dziś 23:34 czas się skończy. Rana postrzałowa.
- To teraz bawisz się w proroka? Przezabawne.
- Czy nie powinniśmy czasem skończyć tego przesłuchania. Noce są takie niebezpieczne... - zaśmiał się, co bardziej przypominało odgłos hieny.
Dobrze wiedział, że tamten jest na tyle uparty, aby siedzieć tam i całą noc, udając przesłuchanie. Czekając na jakąś drobną pomyłkę, której i tak nie dałby rady wychwycić.
Uderzał raz po raz ogonem o ziemię i żałował, że owy mężczyzna tego nie widzi. Ukrył go przed jego oczami, dawno temu, gdy po raz pierwszy się spotkali.
- Coś dzwoni.
Wskazał na kieszeń mężczyzny czekając, aż odbierze. I zrobił to, bardzo nerwowym ruchem. Jego mina szybko zmieniła się w zaniepokojoną. Kiedy ostatnio był na jakiejś grubszej akcji? A no proszę. Gdy miał zaledwie dwadzieścia pięć lat. Cóż. Będzie musiał zmierzyć się ze swoim strachem. Widział jak trzęsły mu się dłonie i zastanawiał jakim cudem doszedł tak wysoko. Krzyk podwładnego było słychać w całym pomieszczeniu.
- Mogę jechać z wami? - zapytał zupełnie rozbawiony sytuacją.
- Nie.
- I tak pojadę. Zdajesz sobie z tego sprawę? Przecież mogę być pomocny, prawda?
Wstał ze stołu i jednym kopniakiem otworzył drzwi. Wyszedł, pogwizdując.
Szybko znaleźli się na miejscu i choć było to dla niego nieco upokarzające, usiadł na miejscu pasażera, gotowy na ciekawą sytuację.
Jakaś strzelanina. Środek miasta i pewność, że właśnie tam gdzieś kryje się kolejna bestia, bawiąca się ludźmi. Czyżby specjalnie zawołano go na rzeź? Westchnął cicho.
Jedna z kul świsnęła obok szyby Czterdzieści Cztery i przebiła oponę. Policjant przeklął cicho, a ostrzał ustał. Po chwili padły kolejne strzały, a krew ubarwiła SS'mański mundur.
Zerknął na zegarek. Czerwoną barwą, wyświetlała się równo dwudziesta trzecia trzydzieści cztery, jako jedyne źródło światła.
- Skąd wiedziałeś? - wyszeptał ostatnim tchnieniem.
Czterdzieści Cztery wzruszył ramionami.
- Zgadywałem.
[Wybacz mi długość i brak sensu]
Usuń