Tak narodziła się tradycja, która towarzyszy ludzkości do dzisiaj: Niecywilizowanych, którzy mordują, trzeba w cywilizowany sposób wymordować. Niech żyje cywilizacja!
NILE
Arystokrata Ö czarownica Ö włoskie korzenie Ö zamieszkuje wille Ö wiek nieznany Ö Nazwisko dawno zapomniane Ö
[Witamy. Przybywam rozpocząć wątek. Gdyby coś było nie tak, daj znać ;)]
Zasada nocy cieszyła się niesamowitą popularnością wśród arystokracji. Widowisko ściągało nie tylko tych, którzy potrzebowali krwi czy włosów na nową perukę. Pełno też było obserwatorów, a nawet zdarzali się sadyści mordujący dla samej przyjemności. Jack zerkała na zegarek. Chociaż na kolanach trzymała książkę, a na stoliku obok parował pyszny napój, nie mogła skupić się ani na literach, ani na smaku. Niepretensjonalna, choć żywa muzyka płynąca z głośników rześkim strumieniem, zamiast zrelaksować drażniła ją. Odrzuciła lekturę na bok. Po upływie kilku minut przemykała dróżkami parku w stronę centrum. Rzeź zazwyczaj kończyła się o tej porze; niektórzy zaciągali swoje ofiary do willi, inni oblizywali skropione posoką wargi i rozglądali się po otoczeniu jak ktoś po sporej dawce LSD. Zakaz wychodzenia po zachodzie nie był jednak oczywisty dla wszystkich i najczęściej to właśnie tacy rozstawali się z tym światem jako pierwsi. Mimo ogromnej liczby łowców, czasami jakaś ofiara mogła zawieruszyć się w zaułku i raczej nie uznałaby za normalne faktu, iż spędziła całą noc w takim miejscu; ludzie nie zasypiali ot tak w podobnych miejscach. Wtedy właśnie wkraczali strażnicy jako sprzątacze po całonocnej balandze. Jack przemierzała znajome uliczki, rozglądając się to tu, to tam za jakąś zaginioną owieczką. Jednak zamiast natrafić na nieszczęśliwca, natknęła się na kobietę, arystokratkę najpewniej. Obok niej leżał nieprzytomny człowiek. Kern niepewna zamiarów nieznajomej co do śmiertelnika, podeszła bliżej. Jej obowiązkiem było pomagać w takich sytuacjach. Skłoniła głową na przywitanie. – Trzeba pomóc w transporcie tego człowieka do willi? – zapytała naturalnym, spokojnym tonem.
[Pomysłów nie mam, aczkolwiek wolałabym z samego początku chociażby jakieś drobne powiązanie czy wzajemne stosunki ustalić, gdyż to pomaga znaczenie w późniejszym odpisywaniu. + zdjęcie jest cudowne.] Anthony
[Czarownice z reguły za wampirami nie przepadają, chyba, że i one w obecnych czasach odrzuciły wszelkie ludzkie cechy i dbają jedynie o własne interesy, co by mnie nie zdziwiło. Możemy więc uznać, że Nile i Anthony, choć się tolerują, otwarcie tego nie pokazują, a ich znajomość może opierać się głównie na wzajemnych docinkach i złośliwościach.]
Istotom nadnaturalnym, którym tak daleko do ludzi, z całą pewnością jest dużo trudniej przypaść do gustu niż ich nędznym pierwowzorom. Przeciętnego człowieka można przecież kupić paroma miłymi słowami, uśmiechem i postawieniem piwa w pobliskim barze, przy czym płci brzydkiej równie łatwo przypodobać się, przynajmniej w przypadku pań, krótką spódniczką i dużym dekoltem. Z Istotami Nocy nie jest już tak łatwo. Ich nie da się przecież omamić nawet najlepiej odegraną rolą. Oni widzą dużo więcej, często dostrzegając to, co tak bardzo pragnie się ukryć. Być może właśnie dlatego nawiązania, a tym bardziej utrzymanie jakichkolwiek ciepłym relacji było taką rzadkością w świecie, w którym on żył od przeszło trzystu lat. Zresztą… nie pamiętał, aby i jako człowiek przejawiał zamiłowanie do obcowanie z innymi przedstawicielami swojego gatunku. Zdecydowanie preferował samotne wieczory z dobrą książką i winem, które z czasem zastąpił kieliszek ludzkiej krwi i pozbawione życie ciało leżące na kanapie. Do tego przecież również można się z czasem przyzwyczaić. Swoją prywatną Duszyczkę zostawił w domu, zamkniętą pod kluczem w jednym z pokoi. I tak była wyjątkowo osłabiona po ostatniej uczcie, a i stałe żywienie się tą samą osobą potrafiło znużyć. Czasem po prostu potrzebował tych polowań, choć odrobiny adrenaliny i przekonania, że życie i śmierć naiwnych mieszkańców Fanipal leży w jego rękach. Ta świadomość zawsze przyjemnie łechtała jego próżne ego. Odrzucił od siebie ciało martwej dziewczyny. To zabawne, że mimo wszelkich ostrzeżeń wysuwanych przez pozornie troskliwe władze, ludzie wciąż tak ciągnęło do lasu nocą, kiedy panowanie nad nim przejmowały istoty z ich najgorszych nocnych koszmarów. Spojrzał uważnie na wiedźmę, jak zwykł ją nazywać, a na jego ustach zagościł pozornie wyjątkowo sympatyczny uśmiech. - Och, droga Nile, myślę, że to nie o mnie powinnaś się martwić. Czy to nie zmarszczka ozdobiła twoje śliczne czoło? – zapytał z idealnie odegranym zatroskaniem.
Różnie to bywało z arystokracją. Czasami tachali ze sobą tyle ciał, jakby szykował się okres głodowy. I niejednokrotnie straż musiała upominać, że z pewnością wystarczy wszystkiego na długi czas, o ile nie wybiją mieszkańców za jednym zamachem. Tłumaczenie masowych zaginięć też do prostych zadań nie należało, a przecież nie można było cały czas sprzedawać jednego scenariusza o dzikich zwierzętach i braku odpowiedzialności. Skinęła ze zrozumieniem głową. Prosta sprawa. Przyjrzała się dokładnie ciału. Nie było zmasakrowane, nie widziała też nigdzie strumienia krwi. Prawdopodobnie któraś z istot zabiła tego człowieka od środka, jeżeli można tak powiedzieć. A skoro nie był zbyt uszkodzony, postanowiła przenieść go do laboratorium, gdzie naukowcy mogliby go jeszcze jakoś spożytkować. – Mogłaby mi pani pomóc go przeciągnąć? Tylko w okolicę parku. Tam powinien znaleźć się odpowiedni transport – powiedziała, przenosząc wzrok na nieznajomą. Wiele już było takich przypadków i Jack zdążyła się przekonać, że taszczenie trupa przez las wcale do łatwych zadań nie należy. Dostała więc odpowiedniej wielkości wózek, specjalnie dla takich przypadków.
Krzyki. Piski. Błagania o życie. W tym wszystkim było coś, co ciągnęło Valida to zabijania, rozszarpywania swoich ofiar i patrzenia, jak uchodzi z nich życie. Śledził, tropił, łaził za człowiekiem bezszelestnie, by w odpowiednim momencie rzucić się na niego i rozszarpać szyję. Zazwyczaj tak robił, bo nie lubił sprzątać po kimś. Nie lubił rozkładającego się już ciała zabierać do swojej chaty. Ten zapach go odrzucał i pozbawiał chęci pobawienia się ludzką miernotą. Pod postacią wielkiego wilka powoli, acz stanowczo stawał wielkie łapy na miękkiej ściółce, nie wydając z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Czuł krew ofiary. Była ranna, więc zabawa będzie trwała krótko, ale będzie. Kilka chwil bawienia się, jak kot kłębkiem wełny, by w końcu rzucić się na niego i zatopić w nim zęby. Nie spuszczał oka z dziewczyny, którą miał tuż obok siebie. Wlepiał w nią wygłodniałe spojrzenie, by w końcu wyjść z ukrycia z prędkością światła, potężnymi łapami łamiąc dziewczynie żebra i rozrywając jej tętnicę. Miał już zacząć zaciągać za nogę w stronę swojego domostwa, które dawało mu schronienie, bo nikt nie zapuszczał się aż tak daleko do lasu, kiedy poczuł, że kończyny odmawiają mu posłuszeństwa i całkowicie zastygają, nie pozwalając mu się ruszyć nawet o centymetr. Na szczęście nie był człowiekiem, więc długo ten stan nie trwał. Czując, że odzyskuję władzę w członkach, podniósł spojrzenie pełne furii na czarownicę. Na swoje nieszczęście podeszła tak blisko, a na dodatek poklepała go po policzku. Kobieta chyba ma o sobie zbyt wielkie mniemanie, myśląc, że teraz jej nie zabije. Naprężył mięśnie, zniżając łeb do ziemi, by po chwili, tak jak wcześniej, skoczyć na wiedźmę, pazurami rozszarpując jej ubranie. Warknął gardłowo, przybliżając pysk do jej twarzy, że mogła poczuć jego oddech, wpłynął na jej umysł. -Nikt Cię nie nauczył, że nie wolno zachodzić wilkołaka od tyłu, a tym bardziej rzucać na niego czar?-spytał ją w myślach, przenosząc ciężar ciała na przednie łapy, skutecznie przygniatając kobietę do ziemi.
[Ojoj, zwykły wątek i ja to przeważnie katastrofa ;). Tak czy inaczej, możemy spróbować. Ewentualnie później sprawię, że nie będzie zwyczajny. Czekam na rozpoczęcie.]
[Witamy. Przybywam rozpocząć wątek. Gdyby coś było nie tak, daj znać ;)]
OdpowiedzUsuńZasada nocy cieszyła się niesamowitą popularnością wśród arystokracji. Widowisko ściągało nie tylko tych, którzy potrzebowali krwi czy włosów na nową perukę. Pełno też było obserwatorów, a nawet zdarzali się sadyści mordujący dla samej przyjemności.
Jack zerkała na zegarek. Chociaż na kolanach trzymała książkę, a na stoliku obok parował pyszny napój, nie mogła skupić się ani na literach, ani na smaku. Niepretensjonalna, choć żywa muzyka płynąca z głośników rześkim strumieniem, zamiast zrelaksować drażniła ją. Odrzuciła lekturę na bok.
Po upływie kilku minut przemykała dróżkami parku w stronę centrum. Rzeź zazwyczaj kończyła się o tej porze; niektórzy zaciągali swoje ofiary do willi, inni oblizywali skropione posoką wargi i rozglądali się po otoczeniu jak ktoś po sporej dawce LSD. Zakaz wychodzenia po zachodzie nie był jednak oczywisty dla wszystkich i najczęściej to właśnie tacy rozstawali się z tym światem jako pierwsi. Mimo ogromnej liczby łowców, czasami jakaś ofiara mogła zawieruszyć się w zaułku i raczej nie uznałaby za normalne faktu, iż spędziła całą noc w takim miejscu; ludzie nie zasypiali ot tak w podobnych miejscach. Wtedy właśnie wkraczali strażnicy jako sprzątacze po całonocnej balandze.
Jack przemierzała znajome uliczki, rozglądając się to tu, to tam za jakąś zaginioną owieczką. Jednak zamiast natrafić na nieszczęśliwca, natknęła się na kobietę, arystokratkę najpewniej. Obok niej leżał nieprzytomny człowiek. Kern niepewna zamiarów nieznajomej co do śmiertelnika, podeszła bliżej. Jej obowiązkiem było pomagać w takich sytuacjach. Skłoniła głową na przywitanie.
– Trzeba pomóc w transporcie tego człowieka do willi? – zapytała naturalnym, spokojnym tonem.
[Pomysłów nie mam, aczkolwiek wolałabym z samego początku chociażby jakieś drobne powiązanie czy wzajemne stosunki ustalić, gdyż to pomaga znaczenie w późniejszym odpisywaniu.
OdpowiedzUsuń+ zdjęcie jest cudowne.]
Anthony
[Czarownice z reguły za wampirami nie przepadają, chyba, że i one w obecnych czasach odrzuciły wszelkie ludzkie cechy i dbają jedynie o własne interesy, co by mnie nie zdziwiło. Możemy więc uznać, że Nile i Anthony, choć się tolerują, otwarcie tego nie pokazują, a ich znajomość może opierać się głównie na wzajemnych docinkach i złośliwościach.]
OdpowiedzUsuńIstotom nadnaturalnym, którym tak daleko do ludzi, z całą pewnością jest dużo trudniej przypaść do gustu niż ich nędznym pierwowzorom. Przeciętnego człowieka można przecież kupić paroma miłymi słowami, uśmiechem i postawieniem piwa w pobliskim barze, przy czym płci brzydkiej równie łatwo przypodobać się, przynajmniej w przypadku pań, krótką spódniczką i dużym dekoltem. Z Istotami Nocy nie jest już tak łatwo. Ich nie da się przecież omamić nawet najlepiej odegraną rolą. Oni widzą dużo więcej, często dostrzegając to, co tak bardzo pragnie się ukryć.
OdpowiedzUsuńByć może właśnie dlatego nawiązania, a tym bardziej utrzymanie jakichkolwiek ciepłym relacji było taką rzadkością w świecie, w którym on żył od przeszło trzystu lat. Zresztą… nie pamiętał, aby i jako człowiek przejawiał zamiłowanie do obcowanie z innymi przedstawicielami swojego gatunku. Zdecydowanie preferował samotne wieczory z dobrą książką i winem, które z czasem zastąpił kieliszek ludzkiej krwi i pozbawione życie ciało leżące na kanapie. Do tego przecież również można się z czasem przyzwyczaić.
Swoją prywatną Duszyczkę zostawił w domu, zamkniętą pod kluczem w jednym z pokoi. I tak była wyjątkowo osłabiona po ostatniej uczcie, a i stałe żywienie się tą samą osobą potrafiło znużyć. Czasem po prostu potrzebował tych polowań, choć odrobiny adrenaliny i przekonania, że życie i śmierć naiwnych mieszkańców Fanipal leży w jego rękach. Ta świadomość zawsze przyjemnie łechtała jego próżne ego.
Odrzucił od siebie ciało martwej dziewczyny. To zabawne, że mimo wszelkich ostrzeżeń wysuwanych przez pozornie troskliwe władze, ludzie wciąż tak ciągnęło do lasu nocą, kiedy panowanie nad nim przejmowały istoty z ich najgorszych nocnych koszmarów. Spojrzał uważnie na wiedźmę, jak zwykł ją nazywać, a na jego ustach zagościł pozornie wyjątkowo sympatyczny uśmiech.
- Och, droga Nile, myślę, że to nie o mnie powinnaś się martwić. Czy to nie zmarszczka ozdobiła twoje śliczne czoło? – zapytał z idealnie odegranym zatroskaniem.
[Nie szkodzi, rozumiem ;)]
OdpowiedzUsuńRóżnie to bywało z arystokracją. Czasami tachali ze sobą tyle ciał, jakby szykował się okres głodowy. I niejednokrotnie straż musiała upominać, że z pewnością wystarczy wszystkiego na długi czas, o ile nie wybiją mieszkańców za jednym zamachem. Tłumaczenie masowych zaginięć też do prostych zadań nie należało, a przecież nie można było cały czas sprzedawać jednego scenariusza o dzikich zwierzętach i braku odpowiedzialności.
Skinęła ze zrozumieniem głową. Prosta sprawa. Przyjrzała się dokładnie ciału. Nie było zmasakrowane, nie widziała też nigdzie strumienia krwi. Prawdopodobnie któraś z istot zabiła tego człowieka od środka, jeżeli można tak powiedzieć. A skoro nie był zbyt uszkodzony, postanowiła przenieść go do laboratorium, gdzie naukowcy mogliby go jeszcze jakoś spożytkować.
– Mogłaby mi pani pomóc go przeciągnąć? Tylko w okolicę parku. Tam powinien znaleźć się odpowiedni transport – powiedziała, przenosząc wzrok na nieznajomą. Wiele już było takich przypadków i Jack zdążyła się przekonać, że taszczenie trupa przez las wcale do łatwych zadań nie należy. Dostała więc odpowiedniej wielkości wózek, specjalnie dla takich przypadków.
Krzyki. Piski. Błagania o życie. W tym wszystkim było coś, co ciągnęło Valida to zabijania, rozszarpywania swoich ofiar i patrzenia, jak uchodzi z nich życie. Śledził, tropił, łaził za człowiekiem bezszelestnie, by w odpowiednim momencie rzucić się na niego i rozszarpać szyję. Zazwyczaj tak robił, bo nie lubił sprzątać po kimś. Nie lubił rozkładającego się już ciała zabierać do swojej chaty. Ten zapach go odrzucał i pozbawiał chęci pobawienia się ludzką miernotą.
OdpowiedzUsuńPod postacią wielkiego wilka powoli, acz stanowczo stawał wielkie łapy na miękkiej ściółce, nie wydając z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Czuł krew ofiary. Była ranna, więc zabawa będzie trwała krótko, ale będzie. Kilka chwil bawienia się, jak kot kłębkiem wełny, by w końcu rzucić się na niego i zatopić w nim zęby. Nie spuszczał oka z dziewczyny, którą miał tuż obok siebie. Wlepiał w nią wygłodniałe spojrzenie, by w końcu wyjść z ukrycia z prędkością światła, potężnymi łapami łamiąc dziewczynie żebra i rozrywając jej tętnicę.
Miał już zacząć zaciągać za nogę w stronę swojego domostwa, które dawało mu schronienie, bo nikt nie zapuszczał się aż tak daleko do lasu, kiedy poczuł, że kończyny odmawiają mu posłuszeństwa i całkowicie zastygają, nie pozwalając mu się ruszyć nawet o centymetr. Na szczęście nie był człowiekiem, więc długo ten stan nie trwał. Czując, że odzyskuję władzę w członkach, podniósł spojrzenie pełne furii na czarownicę. Na swoje nieszczęście podeszła tak blisko, a na dodatek poklepała go po policzku. Kobieta chyba ma o sobie zbyt wielkie mniemanie, myśląc, że teraz jej nie zabije. Naprężył mięśnie, zniżając łeb do ziemi, by po chwili, tak jak wcześniej, skoczyć na wiedźmę, pazurami rozszarpując jej ubranie. Warknął gardłowo, przybliżając pysk do jej twarzy, że mogła poczuć jego oddech, wpłynął na jej umysł.
-Nikt Cię nie nauczył, że nie wolno zachodzić wilkołaka od tyłu, a tym bardziej rzucać na niego czar?-spytał ją w myślach, przenosząc ciężar ciała na przednie łapy, skutecznie przygniatając kobietę do ziemi.
[Witam, u mnie chęci są, aczkolwiek pomysłu brak... Mogłabyś coś zacząć? Obojętnie co, może być spotkanie w lesie, a reszta wyjdzie w praniu.]
OdpowiedzUsuń/Stormy
[Wpadłem na wątek. Jakieś pomysły?]
OdpowiedzUsuń[Ojoj, zwykły wątek i ja to przeważnie katastrofa ;). Tak czy inaczej, możemy spróbować. Ewentualnie później sprawię, że nie będzie zwyczajny. Czekam na rozpoczęcie.]
OdpowiedzUsuń