środa, 8 maja 2013

Veritas invenitur in furentium vocibus oculorum.






Czterdzieści Siedem
von Loewenwold


Nieistotne mijające lata
Informatyk
Chodzący GPS
Ostatnie piętro Willi
Paranoja goni paranoje
Ujarzmiona elektryczność

31 komentarzy:

  1. [Wyłudzam wątek. A może jakaś retrospekcja?]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Póki co, powitam ładnie. Mogę nawet zacząć kawałek wątka, ale potrzebuję ciut pomocy, potrzebna mi iskierka pomysłu - dalej już pójdzie.]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Hm... Dostosuję to jakoś do Sary, która musi być posłuszna swojemu panu]

    Nie była wielką zwolenniczką nocnego wychodzenia z domu Anthony'ego. Czasem jednak ciekawość brała górę nad zamknięciem się w sobie i przeczekaniem mroku z twarzą wlepioną w poduszkę. Ten raz, jeden, jedyny raz postanowiła skorzystać z okazji i pojawić się w 'Alchemiku'. Oczywiście, nie była tam całkiem sama, była pod opieką swojego właściciela, niemniej jednak, od razu było widać, że jest tu nowa. Że gdzieś tam w środku jest przerażona, choć rozgląda się z niejakim zainteresowaniem.
    Nie bardzo wiedziała, jak ma się tu zachowywać, więc stanęła sobie przy ścianie, zważając na to aby przypadkiem się o nią nie opierać. Słyszała historie o napojach tu podawanych i zastanawiała się, czy aby na pewno powinno się tu cokolwiek jeść lub pić. Starała się wyglądać poważnie, co zwykle jej wychodziło, choć miała dopiero siedemnaście lat, ale teraz czuła się jakby grunt uciekał jej spod stóp.
    Miała w sobie coś, co kazało myśleć, że mimo dojrzałości ponad wiek, jest w niej spora doza tak samo naiwności, jak i dobrego serca. W związku z tym, nietrudno było się domyślić, że któraś nocna istota ją zaczepi. Patrzyła nieco podejrzliwie na wszystkich obecnych - w końcu mógł się tu znajdować morderca jej rodziny. Zacisnęła usta, przybierając nieco bardziej zacięty wyraz twarzy, co nijak pasowało do delikatnej buzi i drobnej sylwetki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej szare oczy patrzyły gdziekolwiek, byle nie gapić się na niego. Z natury była niespecjalnie śmiałym człowiekiem, i choć z czasem nauczyła się nieco śmielej wyrażać swoje zdanie, to nadal miała w sobie to coś, co sprawiało, że wyglądała jak mała iskierka. Szczególnie przy nim, gdy jego pewność siebie jarzyła się niemal oślepiająco.
    -Dobrze, że nie do ciebie należy o tym decydować- odparła, dopiero podnosząc szare, łagodne spojrzenie na zaczepnego osobnika. Założyła ręce tak jak on, choć w jej wypadku oznaczało to bardziej zamknięcie się w sobie, niż arogancję. Sara wyróżniała się delikatnym usposobieniem nawet wśród ludzi, nie mówiąc już o istotach ze świata mroku.
    -Nie będę przeszkadzać swoją obecnością- dodała, bez cienia ironii, wiadomym było, że niczym mysz goniona przez kota, będzie unikała kłopotów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Fakt, że się uśmiechał, jakoś wcale jej nie uspokajał, a wręcz przeciwnie - wywoływał upierdliwe uczucie niepokoju. Zdawał się być tego świadomy, a to wcale się jej nie podobało. Nie lubiła, gdy ktoś nad nią dominował, czuła się wtedy co najmniej niezręcznie. Biorąc pod uwagę, że była do dodatkowo istota o ostrych jak szpilki kłach, zakłopotanie Sary objawiało się uciekaniem od spojrzenia.
    -Tak mi się wydaje...- cofnęła się dwa niewielkie kroczki. Na tyle małe, że nie można było wziąć tego za początek ucieczki, choć zapewne miała taki zamiar.
    -Bo mi pozwolono - oświadczyła ze znaczącą pewnością siebie w głosie, choć brakowało tej pewności w postawie. Zamierzała pracować nad tym, żeby nie czuć się wiecznie jak ofiara, choć było to trudne, bo nadal była lękliwa po tym, co zrobiono jej rodzinie. A ocalała tylko ona.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Niech i tak będzie.]

    Z zegarkiem na ręku wyczekiwał wybicia godziny dwudziestej trzeciej. Każda kolejna sekunda wlokła się niemiłosiernie. Przyglądał się każdej z nich jakby była zupełnie wyjątkowa.
    Stary zegar na korytarzu zaczął leniwie wyznaczać pełną godzinę. Jakby zupełnie się nie liczyły kolejne, przepływające godziny dla długowiecznych...
    Potraktował to jak sygnał do startu.
    - Zabawę czas zacząć - szepnął do swoich koleżanek, marionetek.
    Zrobił kilka kilka kroków i wyskoczył przez okno. Jak często zdarzało mu się to robić w czasach kiedy świat nie był jeszcze taki szary... Usłyszał jeszcze pospieszne kroki marionetek, biegnących w dół po schodach.
    Odbił się od kilku parapetów i wylądował przy samochodzie, który dopiero co zaparkował na piaszczystej ścieżce.
    - Czterdzieści Siedem! Szykuj się na ostre wciry! - wyciągnął przed siebie palec oskarżycielsko. - Zasady jak zwykle. Brak umiejętności. Wisisz mi jeszcze opowiastkę gdzie to cię tym razem wysłano.
    Stukot obijającego się metalu o siebie i ciało rozniósł się dookoła. Oto i przybyła świta. Trzy czarnowłose kobiety stanęły tuż za nim i ukłoniły się przed przybyszem.
    Jak dawno się nie widzieli... Wojny każdemu dawały popalić.

    OdpowiedzUsuń
  7. - No popatrzcie. Pan Czterdzieści Siedem wydoroślał i postanowił nie wdawać się w bójki. I nie.Bez umiejętności. Przecież wiesz, że nie miałoby to sensu.
    Wyszczerzył się jeszcze bardziej, a końcówka ogona bezwiednie uderzała o piaszczyste podłoże. Powoli ruszył w jego stronę, odruchowo wsuwając dłonie w kieszenie. Był ciekaw jak sobie radził przez ten cały czas, gdy go nie widział. I mimo, że nieco urósł, nadal traktował go jak młodego chłopca, który jeszcze nie wyszedł z pod opieki laboratorium. Owszem. Zdawał sobie sprawę, że tamten wiele już przeszedł i zapewne zwiedził pół świata osobiście, a resztę poprzez satelity... Ale czy to coś zmieniało? Był pewien, że gdzieś tam tkwi ten sam, zadziorny dzieciak.
    - I nie masz nic ciekawego do opowiedzenia ze swej wędrówki? Nie wierzę.
    Rzucił się w stronę Czterdzieści Siedem i jednym ruchem przygwoździł go do samochodu. Przyłożył do jego gardła sztylet, przyglądając się niesplamionym, niebieskim oczom, pamiątce po czasach wierzeń, że Aryjczycy znaczą więcej, albo noszą w sobie zło. Cóż. Z tym drugim by się zgadzało...

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Czy masz ochotę na wątek z Summer? Ładnie pytam :)]

    OdpowiedzUsuń
  9. Czyjaś dominacja nie przeszkadzała jej za bardzo, dopóki nie zaczynała się bać tej osoby. Sama była człowiekiem dość nieśmiałym i biernym w kontaktach, więc fakt, że ktoś rządził był jej nawet na rękę. Oczywiście nie tutaj i nie teraz.
    -Pracuję nad tym- odparła, choć nie wiedziała czy było to pytanie, czy stwierdzenie. I było to prawdą. Jeszcze niedawno nawet nie wyszłaby z domu, a teraz stała tutaj, co prawda niepewna, ale w pewnym sensie dumna z siebie, że się jej udało tu przyjść.
    -Mój pan ma podobne zęby- zmrużyła lekko oczy, by lepiej się przyjrzeć, w końcu kierując na niego błyszczące spojrzenie szarych oczu.
    -Jestem Sara- odpowiedziała niepewnie, przyglądając się mu uważnie.
    -Czemu pytasz?- przekrzywiła głowę w ciekawskim geście. Wykazała teraz znacznie więcej zainteresowania, właściwie dlatego, że ktoś jej to zainteresowanie okazał. Nie wiedziała natomiast dlaczego interesuje go jej imię i fakt, że jest czyjąś własnością.

    OdpowiedzUsuń
  10. [Witam, witam. Dziś mam wenę, więc nie bedę wykorzystywać Twojej i bez przedłużania zacznę.]
    Biegła długim korytarzem, mijając portrety różnych, nieżyjących już z resztą, osobistości. Ciszę przerywał jedynie jej przyspieszony oddech i krakanie kruków. Nikt inny nie mógł tego usłyszeć- willa została przecież (jak co noc) opuszczona. Wszyscy dawno wyszli na polowanie i choć było to kuszące zajęcie, to jednak znalazła sobie inne. Robienie w kółko tego smego staje się, po krótkim czasie, nudne.
    Była już blisko końca korytarza. Wydawać się mogło, że zaraz skręci w stronę schodów, ale ona błyskawicznie przyspieszyła i z impentem wleciała w okno, które roztrzaskało się na miliony kawałków, po czym przeleciała na drugą stronę, a za nią wyleciał jeden z kruków i zanurkował w powietrzu, goniąc swą panią. Z niespotykaną lekkością wylądowała na ziemi, przykucając przy tym. Jak gdyby nigdy nic się nie wydażyło, wstała i pobiegła dalej w stronę lasu. Nie przeszkadzała jej kapiąca z poranionej twarzy posoka, ani zdarta skóra z prawego nadgarstka. Kto by się takimi głupotami przejmował?
    Nagle, w świetle księżyca, dostrzegła obcą osobę idącą prosto na nią. Zwolniła tempo przemieszczania się do zwykłego chodu i pozwoliła swemu nocnemu ptakowi usiąść na jej ramieniu.

    /Stormy

    OdpowiedzUsuń
  11. [Gdybym pisała do Ciebie wczoraj, na pewno to Ty byś musiała zacząć, nic mi nie wychodziło. ;).]
    Przez chwilę miała wrażenie, że mężczyzna będzie dla niej zagrożeniem. Z daleka wydawał się taki pewny siebie... Cóż z tego, że "nie miał powodu" by ją zaatakować? Spotykała już różne typy i dlatego wolała trzymać się od wszystkich istot na dystans. Jednak był ranny, nie mógłby wiele jej zrobić. Zauważyła nawet, że lekko się chwieje. Ale to przyglądanie się jej kazało natychmiast zatrzymać się.
    -Jak widać wy również, panie. Lepiej powiedzże mi coś nowego.

    OdpowiedzUsuń
  12. - Ależ ma! Trzymanie się kodeksu i własnych zasad, prawda. Przecież wiesz czym się kończy omijanie ich lub łamanie. I służba. Służba na rzecz Srebrnego Orła i reszty zgrai. To robimy przez całe życie. To jest nasz cel. Nie zapominaj o tym.
    Ależ owszem. Zazwyczaj bezwiednie stukał końcem ogona z podłoże, gdy przejawiał pozytywne emocje.
    A więc broń palna...
    Czasem drobne szczegóły potrafiły zmienić bieg wydarzeń. Popchnął Czterdzieści Siedem, a ten wpadł przez odchylone okno do auta, a broń wypaliła, dziurawiąc sufit.
    Zaśmiał się widząc minę towarzysza. I pomyśleć, że tresowani byli na typowe bronie do mordowania innych.
    - Nie ładnie tak nie szanować własności organizacji.

    OdpowiedzUsuń
  13. Niemalże wył ze śmiechu, widząc tą furię w jego o czach i czując kolejne ciosy. Może i wydawało się to dziwne, ale odnosił z tego małą radość.
    - I tak trzymać. - Zaśmiał się podobnie. - Piszczysz jak mała panienka, a przecież zabijałeś ludzi. I nie tylko. A było ich setki! Tysiące. W bratobójczej wojnie! Znajdź w sobie tą nutkę szaleńca!
    Odwrócił przeciwnika na plecy, obdarowując kilkoma kropelkami krwi, która wydobywała się z rozciętej wargi. Ozdobił nimi jego policzek, choć to nie było zamierzone. Byleby go nieco powstrzymać. Podjudzić i pozwolić na wyładowanie energii, która wciąż w nich drzemała, a potem pozwolić sobie na wspominki. Tego właśnie chciał.
    Uderzył go kilka razy pięścią w twarz, jak to przed chwilą sam dostał. Mógłby przecież potraktować go z otwartej dłoni, ale to nie wchodziło w rachubę, a wszelka delikatność odchodziła w niepamięć. Jeśli dobrze pojmował czym tak naprawdę jest osoba nazywana bratem, to z pewnością mógłby tak nazwać Czterdzieści Siedem. Młodszym bratem.

    OdpowiedzUsuń
  14. - No. W końcu. - Zaśmiał się po raz setny tej nocy. Jak zwykle dość krótko. - Wrócił stary Czterdzieści Siedem!
    Zsunął się na bok i usiadł po turecku, czekając, aż tamten pozbiera się z podłogi.
    - A co powiesz na kilka butelek wódki na przywitanie? Rosyjska. Specjalnie sprowadzana przez starego kumpla ze Specnazu! Pewnie pamiętasz Jurija. Najbardziej znany wampir w Rosji. Oczywiście tylko przez tych, którzy brali udział w drugiej wojnie światowej. Nie daj się prosić.

    OdpowiedzUsuń
  15. - No to tak. Mamy do wyboru ciepłą z mojego składu w pokoju, albo zimną z... - wyciągnął radośnie kluczyki z kieszeni - Z prosektorium. - podkreślił to słowo jakby z dumą. - Mojego własnego! No wiesz... Już nigdy nie będę musiał pić sam... A takie towarzystwo niczego nie wygada i na dodatek mało rozmowne. Świetna zabawa! - Oczywiście kpił, ale jedno było prawdą. Uwielbiał to miejsce, ale niektórzy sądzili, że trzymanie alkoholu w szufladach chłodni dla zwłok jest przesadą.

    OdpowiedzUsuń
  16. Doskonale wiedziała, że nie stanie się ekspertem od mrocznego świata i nawet nie chciała się w to zagłębiać. Ona po prostu toczyła swoją małą wojnę z samą sobą, z ludźmi, którym codziennie patrzyła w oczy i kłamała, doskonale kłamała, nie uświadamiając ich o tym, co dzieje się w miasteczku. Walczyła ze swoimi lękami, z niepewnością, z rozdarciem między ulgę, a permanentny strach o własne życie.
    A przecież była bezpieczna. Anthony ją uratował i chroni ją. Mimo tego, wszystko co ją otaczało, cały świat zdawał się być przerażającą bestią.
    -Pewnie tak. Jest dość... chłodny w obyciu- powiedziała, nie drążąc dalej tematu. Przyjrzała się mu, jakby go analizowała i chciała rozgryźć, co oczywiście niespecjalnie jej wychodziło.
    Ale uśmiechnęła się. Lekko, bo lekko i dość blado, ale po raz pierwszy wygięła usta w delikatnym zarysie łagodnego uśmiechu.
    -Ty też się boisz - stwierdziła, spoglądając na niego kątem oka.

    OdpowiedzUsuń
  17. Nikogo nie oceniała. Nigdy. Badała, sprawdzała, poznawała, ale nigdy nie oceniała. Odwróciła wzrok, uśmiechając się lekko, jakby sama do siebie. Póki co, wszystko szło dobrze, nawet zdawał się tracić zainteresowanie jej osobą, co oczywiście było jej na rękę.
    Wydawał się być myślami gdzie indziej. W tym momencie miała wrażenie, że patrzy na własne odbicie. Ile to razy było już tak, że egzystowała tutaj, żyjąc obok.
    -Dziwne. Przecież jestem przerażająca- mruknęła, jakby rzeczywiście była zdziwiona faktem, że nikt się jej nie boi.
    -A ty, nie zamierzasz się przedstawiać?- nie chciała za bardzo wciskać się w czyjeś życie, ale skoro ona podała mu swoje imię, równie dobrze może poznać jego.

    OdpowiedzUsuń
  18. Przyjął pomocną dłoń. I musiał przyznać, że była to kusząca myśl, aby znów ściągnąć Czterdzieści siedem do parteru. Nie tym razem. Wstał i otrzepał mundur. Chyba tylko on z całej czterdziestki dziewiątki miał sentyment do mundurów z II wojny światowej.
    W tym wszystkim właśnie tkwił problem. Tacy jak oni nie mieli pojęcia czym jest normalność, a wszystko co odbiegało od normy uznawane było za naturalne. Ale czego można się spodziewać po osobach pranych nieludzko w dzieciństwie i wychowywanych do wojny.
    - No to chodźmy. Mam nadzieję, że imprezka tym razem nie będzie zbyt sztywna. - uśmiechnął się na samą myśl o parkiecie pełnym trupów.
    Ruszył w stronę willi, dając przy okazji odpowiedni znak dziewczynom, a te posłusznie ruszyły za nim. Stukot metalu znów rozniósł się echem.
    Wystrarczyło kolka minut, aby znaleźli się na piętrze numer minus dwa. Otworzył drzwi i z radością zaprezentował jedno ze swoich ulubionych miejscach.
    - Oto i jesteśmy.

    OdpowiedzUsuń
  19. [Twoja postać, przyznam, zaciekawiła mnie. Zgłaszam się po jakiś wąteczek lub propozycje. Mogę zacząć.]

    OdpowiedzUsuń
  20. Słysząc jego słowa, wpadła w szał. Nie byle jaki! Nienawidziła, gdy się z niej kpiło. Nie do niej takie słowa.
    -Słucham?-warknęła.- Doprawdy, pan chyba oberwał dziś o parę razy za mało.
    Natychmiast po tym rzuciła się na niego. W jej dłoni błysnął, wyciągnięty nie wiadomo kiedy, sztylet. Z rozmachem cięła ostrzem, zmuszając go do uniku, a wtedy powaliła na ziemię drugą ręką. Doskoczyła do zdezorientowanego mężczyzny i docisnęła mu sztylet do szyi, nogami blokowała jego nogi. Trzymała. Mocno.
    Victoria z przyjemnością patrzyła na ból w jego oczach i na dociskane do szyi ostrze, spod którego zaczęły wypływać małe kropelki krwi.

    OdpowiedzUsuń
  21. Uśmiechnęła się paskudnie. Jak zwykle miała jakąś okrutną wizję, co z nim dalej zrobić. A on... Groźbami nie wiele teraz zdziała.
    Poczuła się jeszcze bardziej podekscytowana i rozbawiona, gdy skaleczył ją paznokciem. Teraz to przybrało formę zabawy, ale on nie mógł o tym wiedzieć i puki co, niech tak pozostanie. Zabić go bez wysiłku też mogła, choć jemu to zajęłoby więcej czasu, gdyż jej rasa miała pewne predyspozycje do regeneracji, a jeśli chciała, potrafiła poruszać się jak idealna maszyna do zabijania, a nie jak słaba dziewczynka.
    Sztylet nadal dociskała do jego szyi, ale nie wbijała go dalej, drugą ręką chwyciła jego nadgarstek, zręcznie wykręciła i "położyła" na mech. Pochyliła się nad nim jeszcze bardziej, na swojej skórze czuła jego oddech.
    -A teraz przeproś- wyszeptała mu nad uchem.
    "Jeśli chce pan dożyć kolejnego dnia", dopowiedziała w myślach.

    OdpowiedzUsuń
  22. Tym ruchem tylko pogorszył sprawę. A przecież zapowiadąło się na koniec walki. Ale skoro tak chciał myśleć...
    Zwykle nie reagowała na ból krzykiem. Zrobiła to tylko przez zdezorientowanie, nie spodziewała się tego po nim. No, no. W końcu porządny przeciwnik. Jego czaszka zajmie nie byle jakie miejsce w jej kolekcji! Ale przecież jeszcze nie przebiła mu gardła (jej ulubiona zabawa) lub nie wyrwała jego kręgosłupa. Po co ten pośpiech?
    -Zobaczymy- mruknęła.
    Nie rozumiała jego "dumy". Najpierw obraża zupełnie obcą kobietę, ktorej siły i umiejetności nie zna, a później nie zamierza odwołać słów. Czyżby tak bardzo lubił obrywać?
    Pstryknęła palcami (tylko ona wiedziała, po co) i podeszła do nieznajomego. Powstrzymała go wzrokiem, przed użyciem elektryczności.
    -Sądzę, że to nie bedzie konieczne- zaczęła.- Wstawaj, to nie przystoi tak dumnemu jak pan mężczyźnie... No, lepiej. A teraz wybierzże broń- uśmiechnęła się jeszcze paskudniej, niż poprzednio.
    Skoro nie chciał przepraszać, będzie walczył. Na pewno zrozumiał, o co chodzi.

    [Powstrzymaj się jeszcze przed atakiem. Chyba nie chcesz, żeby 47 i Victoria się tam pozabijali na prawdę ;). Myślę, że dobrym rozwiązaniem będzie pojedynek (oczywiście lepiej, żeby od razu się pogodzili, ale jeśli nie możesz bądź nie umiesz tak skierować akcji na zgodę pomiędzy nimi to już nic z tym nie zrobimy- wszystko zależy od 47).]

    OdpowiedzUsuń
  23. [witam.. Proponuję wątek? Nie lubię zbytnio formułek zapoznawczych, więc może zróbmy z nich starych znajomych? jak myślisz? ;)]

    OdpowiedzUsuń
  24. [Ooo, wychodzi na to, że oboje mają podobne życie... To zdanie: ,,Całe jego życie było skupione na trenowaniu, zabijaniu i przyjmowaniu kar za błędy." idealnie pasuje również do Victorii.]
    Nawet nie wiedział, jak bardzo się pomylił. Chciała z nim walczyć. A to, czy by z nią wygrał nie zostanie rozstrzygnięte, puki się o tym oboje nie przekonają- w pojedynku właśnie.
    -Nie byłabym tego taka pewna. To nie ja mam ranę wielkości piłki do nogi na klatce piersiowej. Człowiek wam to zrobił, co?- zakpiła z niego.
    "Oko za oko...", pomyślała.
    Skoro nie chciał walczyć, trudno. Może się bał, albo przeceniał swoje umiejętności. O trzeciej możliwości nawet nie myślała. Przecież już na początku mogła przebić mu gardło!
    [Jeszcze jedno pytanie, jakiego koloru on ma włosy? Z tego co mi wiadomo wszystkie "numery" miały być blondynami, a na postać na zdjęciu ma czarne *dezorientacja*.]

    OdpowiedzUsuń
  25. [True story. :)]
    Nie zależało jej tak bardzo na kpieniu z niego, jak na walce i pokazaniu, że nie jest od niego wcale słabsza, ale mniejsza z tym. Bardziej zirytowało ją to okrążanie jej. Nim zdążył wrócić na swoje miejsce odwróciła się do niego tak, aby móc patrzeć mu w oczy. Teraz dostrzegła w nim zmianę. Jakby zapomniał, co między nimi przed chwilą zaszło. A jednak udzieliło się to Stormy.
    -Możecie mi mówić Stormy. A jak pan się zwie?

    OdpowiedzUsuń
  26. Tak czasem bywało. W końcu ich robota nie należała do najspokojniejszych i nie ryjących psychikę, jak torfowisko pociski. A Czterdzieści Cztery jest najlepszym tego przykładem.
    - Nie. Jakże mógłbym się ich pozbyć. Tym bardziej z II wojny światowej. I ten dziwny wyraz twarzy innych, którzy spoglądają na dwa piorunki przy kołnierzu... - Uśmiechnął się sam do siebie z rozmarzeniem.
    Weszli do środka, a Czterdzieści Cztery zjechał swego towarzysza wzrokiem za sam fakt, że niezbyt pochlebnie zawieszał wzrok na jego marionetkach. Tym bardziej, że traktował je jak swoją własność i kogoś nad kim miał opiekę.
    - Rozgość się - powiedział już mniej radosnym tonem i przeszedł się po wódkę.
    Otworzył jedną z szuflad i wyciągnął alkohol oraz kieliszki. Miał w zwyczaju i je mrozić.

    OdpowiedzUsuń
  27. Jakkolwiek na nie nie patrzył, Czterdzieści Cztery był na tym punkcie nad wyraz wyczulony. Nie miał prawa i tyle.
    Nawet bez dwóch piorunków zawsze miał problemy. Nie tyle przez swoje zachowanie, co Aryjską mordę, której niektórzy ludzie nie potrafili zdzierżyć. A dorzucając do tego takowy mundur, efekt robił się... Piorunujący!
    Rozsiadł się przy jedynym stole, który nie był częścią medycznego wyposażenia. A stał on przy ścianie, w towarzystwie kilku krzeseł i jednej trumny, którą dostał w prezencie. Ze znakiem Srebrnego Orła z różami.
    Rozejrzał się dookoła zanim napełnił kieliszki. Jak zwykle wszystko mówiło mu, że jest cholernym pedantem, który po zabawie musi posprzątać do chorobliwej wręcz czystości.
    - No to za co idzie pierwszy?
    Uniósł kieliszek w górę, a ich dalszą zabawę przerwał czyjś wrzask. Jedna z szuflad zaczęła drgać nieco, a uderzanie o metal stało się irytująco głośne.
    - Chciałeś niesztywną imprezkę, co? - przedarł się przez wycie niedobitka.

    OdpowiedzUsuń
  28. -Czterdzieści Siedem? Skąd wziął się ten pseudonim?- spytała.- Chyba, że to imię. Albo jakaś oficjalna nazwa... Na przykład w wojsku- zgadywała.
    Nie miało to żadnego związku ze zdziwieniem, ale chciała dowiedzieć się o tym czegoś więcej.

    OdpowiedzUsuń
  29. I pomyśleć, że takowa facjata wiele ułatwiała w jeszcze niedawnych czasach. Jakby się bardzo postarać, to i grupą neonazistów za samą twarz i słowami dyplomacji wysłać ich na nowy podbój świata. I kto powiedział, że SS się rozpadło. Ale o tym wiedzieli nieliczni.
    I właśnie w tym się różnili. Czterdzieści Cztery wolał czystość, mundury, honor i inne takie, a Czterdzieści Siedem był jego przeciwieństwem.
    - To jest aż niepoprawne. Jeszcze się rozpuścisz i źle się to skończy.
    Wychylił kieliszek i ruszył w stronę chłodni. Pomieszczenie było dość duże, tak więc trwało to nieco dłużej niż w zwyczajnym prosektorium. Otworzył szufladę, a młoda kobieta wyskoczyła ze środka, niemalże wybijając mu łokciem drogocenne kły.
    - No ale tak to my się nie bawimy.
    Powoli wyciągnął broń, przyglądając się jak bezradnie i w amoku próbuje otworzyć drzwi. Przeładował. Wycelował dokładnie, a kobieta padła na kolana i zaczęła błagać go o życie. Nie posłuchał.
    Strzał.
    Uwielbiał moment, kiedy kawałki czaszki wraz z kisielowatym mózgiem spływały na ziemię. Zawsze robiło wrażenie.
    Westchnął.
    - Znów będę musiał przez ciebie sprzątać. Ożywionych imprezek mu się zachciało. A może i nie... Katherina, słonko, masz przecież chwilkę wolnego czasu, prawda?
    Mimo, że była marionetką skrzywiła się na samą myśl o niewdzięcznej robocie. Przecież i tak było wiadome, że jaśnie pan pedant będzie darł na końcu mordę i poprawi, albo zacznie od nowa.
    - Tak jest - odpowiedziała z niechęcią.

    OdpowiedzUsuń
  30. I pomyśleć, że zabieranie czyjejś ofiary często w kręgach "pasożytów" było karane z należytą surowością. A oznaczało to ogromną zniewagę. Tym razem nie obraził się na swojego towarzysza. Bo i za co? Chciał się niby nieco pobawić.
    - Nie. Ona była skalana. Rozumiesz? Nie nadawała się do zabawy. Teraz tak. Żywa nie. Inni żywi tak. Ona nie. Jak chcesz, znajdę inną.
    Mało kto rozumiał te jego wywody. I czasem wychodziło to na dobre. Przynajmniej trzymali się z daleka od niego. Jak najdalej, obawiając się, że im wyssie mózg przez słomkę co naprawdę było niedorzeczne.
    Wychylił kolejny kieliszek, patrząc jak Katherina grzecznie sprząta pomieszczenie.

    OdpowiedzUsuń
  31. Czterdzieści Cztery był wręcz przekonany, że wszystko opierało się na zasadzie nr. 2. Zawsze robił co chciał, naginając nawet kodeks.
    Nie miał na myśli przekazania mu informacji jak upośledzonemu, a raczej podkreślenie swojej decyzji.
    - No nie wiem czy jest to możliwe. Ewentualnie mogę jeszcze zacząć śpiewać kołysanki, co ty na to? Nie. jeszcze lepiej! Marsze do poduszki!
    W to, że chłopak znajdzie sobie kolejną zabawkę do męczenia nie wątpił. Zresztą. Nie musiał ruszać się zbyt daleko w tym celu.
    - I będziemy tak siedzieć. Patrzyć się na siebie i zarzucać starymi historyjkami oraz złowieszczymi spojrzeniami... Co powiesz na wypróbowanie mojego asortymentu?
    Podszedł do stołu i pociągnął kilka sporych łuków wprost z gwinta.
    - Najpierw trzeba znaleźć ofiarę, a potem się pobawimy.

    OdpowiedzUsuń